Jeśli ktoś miałby wątpliwości, to piątkowe dane ACEA o sprzedaży aut w Europie wytrąciły broń z ręki nawet największym optymistom. Sprzedaż spada, a wraz nią hamuje branża zatrudniająca bezpośrednio ponad 2,2 mln pracowników, czyli ok. 7 proc. wszystkich zatrudnionych w europejskim przemyśle. Uwzględniając poddostawców, to według różnych szacunków 7 – 10 mln osób.
Trudno więc się dziwić europejskim rządom, że na wyścigi wprowadzają pakiety wspierające albo produkcję, albo sprzedaż samochodów. Niekiedy chęć pomocy dla strategicznej dla wielu gospodarek branży jest tak wielka, że – jak w przypadku Francji – proponowane środki trącą protekcjonizmem.
Polska nie robi nic, tylko podnosi akcyzę. Nasz wybór. Ale nawet jeśli nie wesprzemy tej branży, bo bezpośrednio nie wspieramy żadnej, to może chociaż w jakiejkolwiek postaci stymulujmy sprzedaż? Przecież dopłaty do nowych samochodów (znamy dopłaty do ciągników rolniczych) choć w części wrócą do budżetu w postaci podatków od sprzedanych aut. Być może uratowałoby to część etatów?
Już słyszę krytyków krzyczących, dlaczego nie wspieramy chociażby sprzedaży mebli. Co gorsza, z dopłat skorzystaliby "bogaci", których stać na nowe auto. Ale w kryzysie rachunek ekonomiczno-społeczny przestaje być czasem prosty i sprawiedliwy. Skutki pozornej niesprawiedliwości mogą się okazać ważne dla całej gospodarki. Warto o tym pomyśleć.
[b][link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/02/13/o-niesprawiedliwosci-czyli-niech-pada-motoryzacja/]skomentuj na blogu[/link][/b]