[b]RZ: Produkcja nurkuje o 30 proc., eksport podobnie. To nie wina przyjęcia euro, ale czy wspólna waluta nie utrudnia Słowacji walki z kryzysem?[/b]
Juraj Valachy: Słowację bardzo mocno dotknął światowy kryzys i dlatego dane są tak fatalne. To m.in. wynik bardzo niskiego popytu globalnego. Do tego dołożył się spadek sprzedaży detalicznej, a to z kolej efekt tego, że Słowacy zaczęli jeździć na zakupy to sąsiadów, których waluty się osłabiły, w tym do Polski. Efektem są m.in. niższe wpływy z podatków. To niejedyny problem silnego euro, bo słabnące waluty naszych sąsiadów, w tym Polski, poprawiły ich konkurencyjność, co może być problemem przez jakiś czas dla naszej gospodarki. Ale wraz z upływem czasu waluty Czech, Polski czy Węgier zaczną się umacniać, co częściowo już widzimy, a wtedy problemy związane z siłą euro będą mniejsze. Złoty czy forint powinny się jeszcze umocnić do końca tego roku, ale do tego czasu Słowacja musi sobie z tym jakoś radzić. Złym scenariuszem dla nas byłoby utrzymywanie się taniego złotego, forinta czy korony przez dłuższy czas, bo wtedy problem niskiej konkurencyjności będzie narastał. Zatem swego rodzaju kosztem jest brak płynnego kursu walutowego.
[b]A może to kurs wymiany był niewłaściwie ustalony?[/b]
Rozmiar kryzysu zaskoczył wszystkich, żyjemy w innym świecie niż osiem miesięcy temu. I ten kryzys przyćmiewa wszystko inne. Bo wyobraźmy sobie, że kryzysu nie ma: wtedy waluty sąsiadów nie osłabiają się gwałtownie, a kurs wymiany byłby uznany za właściwy. Teraz wiemy, że to bardzo silny kurs wymiany, ale gdyby nawet był słabszy o 10 proc., to nie wydaje mi się, żeby zmienił się obraz sytuacji gospodarczej. Teraz będziemy mieli z tym czasowy problem, ale w dłuższym terminie to nie jest tak kluczowa sprawa. Bo po kilku kwartałach kurs równowagi i tak się dostosuje do warunków gospodarczych.
[b]A inflacja? Wygląda na to, że obawy przed wzrostem cen były nieuzasadnione.[/b]