Zarzuty PiS maja tę niewątpliwą polityczną zaletę, że nie da się ich udowodnić ani obalić. Każde wyliczenie opierałoby się na wnioskowaniu ekonomicznym opartym o założenie „co by było gdyby”.?
Jedno jest pewne - bez względu na wartość deficytu budżetowego w obecnej sytuacji gospodarczej Polski minister finansów jest zmuszony do cięcia wydatków państwa. I Rostowski starał się to robić. A oszczędności siłą rzeczy oznaczają problemy państwowych zakładów i administracji - zwolnienia, redukcje pensji i niezadowolenia społeczne. ?
Z tego punktu widzenia demagogią jest twierdzenie PiS, że Rostowski jest złym ministrem, bo pracownicy zakładów zbrojeniowych protestują przeciwko cięciom budżetowym. Gdyby zabrać więcej lekarzom, nauczycielom, energetykom czy górnikom też by protestowali. ? ?
Szkoda, że konsekwencja Rostowskiego w trzymaniu budżetu w ryzach nie szła w parze z realizmem założeń budżetowych. Tyle, że poprzedni rząd popełnił jednak znacznie większy grzech. Rozdymał deficyt, gdy gospodarka kwitła. Zamiast uzdrawiać finanse realizował politykę. Tyle, że nie gospodarczą. ??
Optymizm obecnego rządu miał jeszcze jedną zaletę. Nie zdusił wydatków konsumpcyjnych. Większości Polaków nie interesują konstrukcje budżetowe, ale boją się o przyszłość swoją i swoich rodzin. Gdyby rząd ich straszył baliby się wydawać, a spadek ich wydatków wraz z problemami eksporterów zapewne zepchnąłby Polskę na samo dno kryzysu. Na razie jesteśmy na jego skraju, podczas gdy nasi sąsiedzi runęli w przepaść.??