O tym, że Pruski ma największe szanse na fotel szefa BFG, „Rz” pisała niemal trzy tygodnie temu. Wybór był przesądzony, odkąd o zgłoszeniu kandydatury Pruskiego poinformowało Ministerstwo Finansów, które w ośmioosobowej radzie BFG ma trzech przedstawicieli. Nieoficjalnie wiadomo było, że Pruski może liczyć na wsparcie Komisji Nadzoru Finansowego, która ma jednego reprezentanta w radzie funduszu.
Jak się okazuje, były prezes PKO BP uzyskał również poparcie Związku Banków Polskich. Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes ZBP, a jednocześnie członek rady funduszu, ujawnił w rozmowie z „Rz”, że związek przyłączył się do zgłoszenia Pruskiego ze strony resortu finansów. ZBP ma dwóch przedstawicieli w radzie BFG.
W tej sytuacji jedyny konkurent Pruskiego – Wojciech Kwaśniak, były generalny inspektor nadzoru bankowego, który został zgłoszony przez Narodowy Bank Polski, nie miał szans na wybór na prezesa funduszu. NBP ma dwa miejsca w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Wakat w BFG się pojawił, gdy z końcem lipca ze stanowiska prezesa zrezygnowała Małgorzata Zaleska, obecnie członek zarządu NBP. Kadencja prezesa BFG trwa trzy lata. Zgodnie z zasadami obowiązującymi w funduszu, Jerzy Pruski dokończy kadencję po swojej poprzedniczce. Zakończy się ona w kwietniu przyszłego roku.
Spekulowano, że wybór na prezesa BFG miał być dla Pruskiego rekompensatą za utratę stanowiska szefa PKO BP. Niedługo przed odwołaniem z zarządu PKO BP Pruski zaproponował, by bank wypłacił niemal cały ubiegłoroczny zysk w formie dywidendy (równocześnie chciał dużej emisji akcji). To dałoby będącemu w nie najlepszej sytuacji budżetowi bezpośredni dochód sięgający 1,5 mld zł. Ostatecznie bank zasili budżet kwotą przekraczającą nieco 0,5 mld zł. Nieoficjalnie wiadomo, że propozycja Pruskiego była uzgodniona z ministrem finansów Jackiem Rostowskim.