Ale prawda jest taka, że jest to najzdrowszy eksport, jaki w ogóle można sobie wyobrazić. Sprzedajemy za granicę nasze usługi. Najlepiej wykształceni lekarze mają dobrze płatną (jak na polskie warunki) pracę w kraju.
Zarabiają też wszyscy ci, którzy zapewniają pacjentom z zagranicy noclegi, wyżywienie czy wypoczynek.
W odróżnieniu od tradycyjnego eksportu towarów i surowców sprzedaje się niemal wyłącznie pracę, i to bardzo wysoko wycenianą. Można szacować, że wpływy z turystyki medycznej odpowiadają ponad 2 procentom przychodów z eksportu wszystkich usług.
Oczywiście popyt na polskie usługi lekarskie nie jest tylko zasługą ich jakości. Decydujące znaczenie mają niskie ceny i słaby złoty. Pamiętajmy jednak, że nie będzie to trwało wiecznie. Ceny w Europie powoli będą się wyrównywać, a nasza waluta będzie coraz silniejsza. Ale na razie ten rodzaj eksportu wciąż jeszcze ma szanse na długi rozwój. Warto więc w niego inwestować.
Przede wszystkim powinni wziąć sobie to do serca prywatni przedsiębiorcy, rozbudowujący i unowocześniający przychodnie i kliniki. Dużą rolę do odegrania mają także samorządy, zwłaszcza te przy zachodniej granicy, które powinny wspierać budowę hoteli i prowadzić akcje promocyjne.