Decyzja była moja, biznesowa, przemyślana, trudna i ostateczna. Stwierdziłem, że tak jest lepiej i dla mnie, i dla spółki. Uważam, że bardzo dużo się udało zrobić w LOT dzięki wsparciu właściciela. Powiedzmy więc tak: to, co mogłem, zrobiłem. Taka jest rola wynajętego menedżera.
[b]Kiedy pan zrezygnował, piloci zdjęli kamizelki protestacyjne, ale z kolei protestują stewardesy. Czy LOT jest skazany na spory pracownicze?[/b]
Niestety tak. W LOT jest osiem związków zawodowych reprezentujących różne interesy. Jako prezes mówiłem związkowcom, że z jednej strony rozumiem ich prawo do obrony miejsc pracy. Z drugiej strony jest jednak interes spółki i interes tych, którzy w niej pracują. LOT jest tzw. przewoźnikiem tradycyjnym, więc jest skazany na formę sporu wewnętrznego i to związkowcy decydują, jak daleko chcą iść w tym sporze. Natomiast zwracałem im uwagę wielokrotnie, że dążenie do utrzymania status quo jest dla firmy bardzo niebezpieczne. Ale wydzielenie bazy technicznej LOT było możliwe, bo związek mechaników wykazał się daleko idącym rozsądkiem i zrozumieniem sytuacji. Przy tym sytuacja mechaników po ich wydzieleniu wcale nie poprawiła się, przeciwnie pogorszyła się wraz z wypowiedzeniem układu zbiorowego. Stewardesy mają dwa związki, każdy z nich ma inne oczekiwania i inną politykę reagowania na decyzje zarządu. Natomiast jeśli związki będą konsekwentnie odmawiały jakichkolwiek zmian w spółce, osłabią pozycję firmy. Wielu związkowców nie jest w stanie uwierzyć, że konkurencja biegnie szybciej, rynek się zmienił, a utrzymanie status quo oznacza koniec firmy. W ostatnich latach na świecie zbankrutowało kilkudziesięciu przewoźników, nawet ci najlepsi przechodzą restrukturyzację. LOT stracił ogromną część udziałów w rosnącym rynku i musi te udziały odzyskiwać, walcząc o rentowność i mając pod bokiem konkurentów, których niedawno tu nie było. Zanim zostało otwarte niebo nad Polską, to prezes LOT decydował, kiedy samolot Lufthansy może lądować w Warszawie.
[b]Czym różni się to, co starał się pan zrobić w LOT, od tego, co Lufthansa robi w przejętym nierentownym Austrian Airlines?[/b]
Zapewne robiliśmy to samo, żeby przywrócić linię do utrzymania rentownej równowagi. Rentowne latanie, to dziś jak przechodzenie po linie z jednego końca wąwozu na drugi. Kiedyś państwo dawało linę asekuracyjną, dziś jej nie ma. A po obu stronach wąwozu stoją tani przewoźnicy i cały czas szarpią liną. Rynek oczekuje, by bilety staniały. Przy tym niskie ceny i stałe połączenia można oferować przy odpowiedniej skali. Jeśli linia jest mała, zabija ją sezonowość. Są koszty stałe – 60 proc. wszystkich naszych kosztów, których nikt nie zmieni: np. opłaty nawigacyjne, handlingowe, podatki. Przy tym największą część rynku odebrali LOT przewoźnicy, którzy mają zasady na drugim biegunie od naszego. Np. pilot dostaje wysoką stawkę godzinową, ale nic więcej. Sam płaci za mundur, hotel. Jak nie lata, nie płaci mu się nic. Moją wizją LOT było to, żeby znaleźć model hybrydowy, bo taka linia jest w stanie przetrwać. Przy tym tylko LOT może sam sobie pomóc, nikt tego nie zrobi.
[b]W ostatnich trzech tygodniach pan złożył dymisję, prezes lotniska w Krakowie obiecał, że przywróci loty do Chicago, a prezydent Rzeszowa zażądał obniżki cen biletów. To jak jest z tym, że LOT tylko sam sobie może pomóc?[/b]