Kiedy w końcu czekają nas bolesne porządki

Europa w remoncie. Od Aten do Londynu trwa wielkie sprzątanie finansów publicznych

Publikacja: 24.10.2010 22:16

Cięte są wydatki budżetowe, a szczególną uwagę poświęca się emeryturom. Determinacja rządów jest widoczna mimo społecznych protestów. Demonstracje, często bardzo gwałtowne, występują zwłaszcza w tam, gdzie podnoszony jest wiek emerytalny i cięte są zasiłki społeczne. Mimo to reformy są prowadzone. Często nie w imię ratowania obecnego dobrobytu czy wskaźników gospodarczych, ale pomyślności przyszłych pokoleń. W Niemczech planuje się, że za kilka lat deficyt finansów publicznych będzie wynosił 0,35 proc. PKB. W Wielkiej Brytanii kanclerz skarbu uzasadnia reformy, mówiąc, że "nasze dzieci nie będą płacić odsetek od odsetek od długów, których rząd nie chciał uregulować".

Polska uniknęła recesji. Ale to nie oznacza, że możemy sobie pozwolić na brak reform. Rząd planuje w celu zmniejszenia deficytu finansów publicznych przede wszystkim podnoszenie podatków. To droga, która cieszy się może większą popularnością w społeczeństwie, ale w dalszej perspektywie oznacza tłumienie wzrostu gospodarczego. Zasadą powinno być dostosowanie wydatków państwa do poziomu jego dochodów.

Niestety, wygląda na to, że działania rządu w celu zmniejszenia deficytu finansów publicznych wynikają tylko z obawy o przekroczenie limitów zadłużenia, jakie narzucają nam konstytucja i traktat z Maastricht. Minister finansów liczy na to, że deficyt zostanie zmniejszony dzięki wzrostowi gospodarczemu, który zwiększy dochody państwa.

Wszyscy, którzy apelują o ciecia wydatków, są traktowani przez Platformę jako wrogowie namawiający do politycznego samobójstwa w roku wyborów do parlamentu. Tymczasem na Łotwie właśnie wybory wygrał rząd, który wcześniej dokonał cięć wydatków państwa na skalę, jakiej u nas nawet nie możemy sobie wyobrazić. W Anglii także superostry program redukcji wydatków (w tym społecznych) znajduje zrozumienie u znacznej części społeczeństwa.

A w Polsce? Z badań "Rzeczpospolitej" wynika, że ponad 40 proc. Polaków jest świadomych konieczności poniesienia wyrzeczeń. Pamiętajmy też, że rząd nie musi martwić się opozycją, która ostatnio nie zajmuje się gospodarką.

Jeżeli gabinet Tuska czeka z reformami na przyszłoroczne jesienne wybory parlamentarne, to znaczy, że będą mogły one wejść w życie najwcześniej od 2013 roku. To znaczy, że w stosunku do innych państw będziemy o rok – dwa z tytułu. O tyle będą spóźnione nasza gospodarka i wzrost PKB, i poziom dochodów.

Cięte są wydatki budżetowe, a szczególną uwagę poświęca się emeryturom. Determinacja rządów jest widoczna mimo społecznych protestów. Demonstracje, często bardzo gwałtowne, występują zwłaszcza w tam, gdzie podnoszony jest wiek emerytalny i cięte są zasiłki społeczne. Mimo to reformy są prowadzone. Często nie w imię ratowania obecnego dobrobytu czy wskaźników gospodarczych, ale pomyślności przyszłych pokoleń. W Niemczech planuje się, że za kilka lat deficyt finansów publicznych będzie wynosił 0,35 proc. PKB. W Wielkiej Brytanii kanclerz skarbu uzasadnia reformy, mówiąc, że "nasze dzieci nie będą płacić odsetek od odsetek od długów, których rząd nie chciał uregulować".

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację