W pierwszych tygodniach roku co chwilę ogłaszano plany kolejnych fuzji i przejęć, które rynek oceniał wzrostem lub spadkiem kursu akcji spółki przejmującej. Kurs rósł, gdy inwestorzy uznali, że za przejmowane aktywa przejmujący płaci dobrą cenę. Spadał, gdy cena wydawała się zbyt wysoka. Akcje mogły też tanieć, gdy rynek uznał, że operacja nie ma sensu. Teoretycznie przejęcie powinno przynieść wzrost wartości spółki przejmującej, zwiększyć jej przychody i zyski. Mówi się o możliwych do osiągnięcia synergiach, które sprawią, że połączone firmy będą warte więcej niż każda z osobna.
Gdy do przejęcia czy też połączenia firm dojdzie, nadchodzi czas weryfikacji wcześniejszych założeń i planów. W kilka, kilkanaście miesięcy po zakończeniu operacji widać, czy założenia są realizowane czy nie. Miernikiem oceny efektów inwestycji bywa nie tylko giełda, ale także ewentualne przyszłe transakcje polegające na pozbyciu się przejętych przed laty aktywów.
Były irlandzki właściciel BZ WBK bez wątpienia nie stracił na polskiej inwestycji. Bardzo dobry polski bank sprzedał hiszpańskiemu Santanderowi za godziwe pieniądze. Inaczej sprawa ma się z inwestycją Deutsche Telekom w USA. Dziś widać, że DT zbyt drogo kupił w 2001 roku dwóch operatorów komórkowych – VoiceStream Wireless i Powertel – połączonych później w T-Mobile USA i jeśli teraz sprzeda tę spółkę –- co jest rozważane – to poniesie dużą stratę.
DT zamiar wejścia na amerykański rynek telefonii komórkowej ogłosił w lipcu 2000 roku. Wówczas za przejmowanych operatorów był gotów zapłacić w gotówce i akcjach 50,7 mld dolarów. Dzięki temu, że w kolejnych miesiącach na całym świecie spadały kursy akcji firm technologicznych, DT ostatecznie wydał dużo mniej, bo tylko 28,5 mld dolarów.