Spory, do jakich doszło w związku z tą ofertą, mają źródło nie tylko w dążeniu związkowców z państwowych spółek do uzyskania dla załóg dodatkowych uprawnień pracowniczych. Ich źródłem jest też podział kompetencji organów państwowych, gdzie jeden (Ministerstwo Gospodarki) wykonuje uprawnienia właścicielskie, drugi zaś (Ministerstwo Skarbu Państwa) ma się zajmować sprzedażą akcji. W transakcjach prywatnych problem taki nie występuje, tam bowiem ofertę będzie przeprowadzał sprzedający akcjonariusz, który jednocześnie wykonuje funkcje właścicielskie.
Jakby nie dostrzegając problemu, nasz ustawodawca w tym przypadku podzielił zadania sprzedającego akcjonariusza między dwa organy i w ten sposób wykreował potrzebę ich współdziałania. Problem miała rozwiązać ustawa o zasadach wykonywania niektórych uprawnień Skarbu Państwa, przewidująca m.in. skupienie uprawnień właścicielskich w rękach jednego organu – MSP. Jednak jej uchwalenie przed wyborami wydaje się coraz mniej prawdopodobne.
Prawie siedem lat byłem członkiem rady nadzorczej dużej, faktycznie kontrolowanej przez Skarb Państwa, spółki produkcyjnej reprezentującym inwestorów zagranicznych, posiadaczy tzw. kwitów depozytowych.
Po tym doświadczeniu nie dziwi mnie specjalnie postawa przedstawicieli załogi, którzy w tym przypadku wolą widzieć jako partnera po stronie właścicielskiej państwo niż akcjonariat obejmujący też inwestorów prywatnych, mających wyraźne oczekiwania co do funkcjonowania spółki, wypłaty dywidendy itd.
Nie dziwi mnie też, w przypadkach zmiany inwestora strategicznego, dążenie załogi do jak najlepszego zabezpieczenia interesów obecnych pracowników poprzez gwarancje zatrudnienia i poziomu wynagrodzeń. Nieco dziwi jednak takie dążenie, gdy nie ma dojść do zmiany inwestora strategicznego. Wówczas mamy raczej do czynienia z próbą zmuszenia akcjonariusza do zaciągnięcia rozległych zobowiązań, co ma warunkować możliwość przeprowadzenia oferty publicznej.