Większość analityków przestrzeliła swoje oczekiwania, także my – redakcja "Rz", prognozując, że akcje spółki zakończą dzień na prawie 10-proc. plusie. Wszyscy trafiliśmy kulą w płot. Kurs nie uległ zmianie. Gorzej było tylko przy debiucie Tauronu w ubiegłym roku. Po BGŻ to kolejna słaba inwestycja dla inwestorów indywidualnych w tym roku.
Oferta była bardzo duża i wiele instytucji finansowych ma wystarczająco w stosunku do swoich portfeli akcji JSW, i nowych nabywców było po prostu niewielu. Naiwnością jest tłumaczenie tego faktu wyłącznie pogorszeniem się nastrojów na giełdach europejskich w efekcie kolejnych doniesień z pola walki strefy euro z kryzysem. To rezultat raczej wyraźnego braku kapitału, bo mniej środków mają OFE (po zmniejszeniu składki). Polacy też nie rzucili się na fundusze inwestycyjne po spadku rentowności lokat bankowych.
Jednak pojawienie się JSW w Warszawie ma także inny wymiar. To pierwsza węglowa spółka ze Śląska na giełdzie. To firmy wciąż działające w swoim stylu i rytmie – często daleko od zasad nowoczesnego zarządzania i standardów dużych międzynarodowych korporacji. W JSW działa aż 50 związków zawodowych. Tą transakcją wbito więc co najmniej kilka osikowych kołków w postkomunistyczne demony wciąż krążące nad kopalnianymi hałdami i wyrobiskami.
To, że się mimo wszystko zdecydowano, by sprzedawać akcje Jastrzębia wbrew ogromnemu węglowemu lobby, na pewno okaże się cenne dla naszej gospodarki. Po Jastrzębiu już spodziewane są, i to w ciągu trzech lat, oferty Węglokoksu, Katowickiego Holdingu Węglowego i w końcu największej firmy z tej branży w Europie – Kompanii Węglowej.