W przypadku budżetu za ubiegły rok sytuacja jest podobna. Niska, 2,5-proc. inflacja, nie za duży, bo niespełna 2-proc. wzrost zatrudnienia i gospodarka, która rośnie w 3,5-proc. tempie. Rzeczywistość, szczęśliwie, prawie okazała się lepsza. Prawie, bo ceny skoczyły znacznie wyżej niż wzrost gospodarczy.
Ale jak się okazuje, dochody z podatku od osób fizycznych uzyskaliśmy zgodnie z przewidywaniami. To bardzo dobrze. Większe dochody cieszą – tym bardziej, gdy przeznaczane są na wydatki, którymi zarządza władza lokalna, bo dają szansę na szybszy rozwój regionalny. Wyższe dochody z podatku PIT oznaczają, ze ludzie mają więcej pieniędzy, bo od wyższych kwot płacą podatki. Niestety w ubiegłym roku wysoki nominalny wzrost w większości pochłonęła inflacja. Ale mimo to zarobki w całym roku nie straciły na realnej wartości, choć wzrost oscyluje na niskich poziomach.
A oznacza to również to, na co zwracają co roku uwagę ekonomiści, komentując założenia budżetowe: plany dochodów są przeszacowane w stosunku do założeń makroekonomicznych. Gdyby nie mieli racji, to wpływy z dochodów byłyby wyższe, niż zapisane w budżecie, bo „goniły by" lepsze wskaźniki makro.
Ciekawe, czy sytuacja powtórzy się za rok i czy podobne zjawisko będzie dotyczyło wszystkich dochodów podatkowych...