Wywiad z Alicją Kornasiewicz, szefową rady nadzorczej Pekao

Alicja Kornasiewicz, szefowa rady nadzorczej Pekao i doradca Morgan Stanley w Polsce i Europie Środkowo- Wschodniej

Publikacja: 14.02.2012 02:42

Alicja Kornasiewicz

Alicja Kornasiewicz

Foto: Fotorzepa, Małgorzata Pstrągowska Mał Małgorzata Pstrągowska

Rz: Spoglądając w pani szklaną kulę... jaki będzie rok 2012 na rynkach kapitałowych?

Czasy sprzed 2007 roku już nie wrócą. Przede wszystkim musimy przyzwyczaić się do nowych warunków makroekonomicznych,  a także do niższych wycen firm i kłopotów w pozyskiwaniu kapitału z rynku, chociażby za sprawą mniejszych wpływów do funduszy emerytalnych. Ciągle mamy kryzys i ostrożność tych, którzy pieniądze mają, jest bardzo daleko posunięta.

Co się musi stać, aby nastroje się polepszyły?

Jeśli kraje UE nie rozwiążą problemu zadłużenia, to będzie niezwykle trudno rysować nawet umiarkowanie optymistyczne prognozy na ten rok. Systemowe rozwiązanie byłoby niezwykle pozytywnym sygnałem dla rynków. Natomiast działania EBC polegające na wlewaniu pieniądza mogą wprawdzie przejściowo poprawić nastroje na rynkach, ale nie są w stanie przywrócić na trwałe zaufania.

Idźmy dalej w rysowaniu przyszłości. Nadchodzą czasy zmian właścicielskich w sektorze bankowym?

Moim zdaniem takie zmiany będą, ale trudno określić, kiedy dokładnie nastąpią. W obecnych czasach nie jest łatwo zmienić właściciela – ostatnim bankiem, któremu udało się to w miarę bezproblemowo zrobić, był BZ WBK. Tymczasem w trakcie szukania inwestorów przez KBC i Millennium zmieniono warunki gry ku zaskoczeniu wszystkich. Myślę o podniesieniu wymogów kapitałowych do 9 proc. Być może za pół roku, gdy banki europejskie dostosują się do tych nowych wymogów,  wrócą do gry w zakresie fuzji i przejęć, na razie jednak koncentrują się na sobie samych.

W przypadku KBC i Millennium doszło właśnie do rozbieżności ceny żądanej przez właścicieli i oferowanej przez potencjalnych kupców.

Nie mam przekonania, że problem leżał wyłącznie w cenie. Zarówno jeden, jak i drugi bank mają duże finansowanie zewnętrzne od swoich grup macierzystych. I jeżeli inwestor przejmuje bank, to na udziały pieniądze się jeszcze znajdą, ale na finansowanie działalności bankowej już niekoniecznie. Musiałby się pojawić inwestor z łatwym i relatywnie tanim dostępem do finansowania.

Część banków pozbędzie się aktywów w Polsce, inne będą szukać kapitału. UniCredit, właściciel Pekao, był jedną z pierwszych grup, które zdecydowały się na zwiększenie kapitału. Czy to właśnie przykład tego, że poszukiwanie kapitału na rynku może być trudne, biorąc pod uwagę cenę emisyjną ustaloną z dużym dyskontem?

Sytuacja UniCredit jest dziś barometrem dla innych grup finansowych w Europie. Na razie rynek jeszcze nie docenił transparentności tego procesu. Włosi byli pionierami i poprosili o nowy kapitał w bardzo trudnych warunkach. Zauważmy bowiem, że zmieniające się z dnia na dzień wymogi regulacyjne, a także pogarszające się w Europie otoczenie makroekonomiczne nie zachęcają do inwestowania w banki. Wkrótce okaże się, czy szczerość popłaca, ale jestem pewna, że śladami UniCredit pójdą też inne europejskie grupy bankowe.

Wejście kapitałowe do UniCredit zapowiedziały m.in. fundusze z Abu Zabi... Uzasadnione jest stwierdzenie, że pieniądze w dzisiejszych czasach pochodzić mogą tylko z Chin lub Bliskiego Wschodu?

Jeżeli nawet tak, to absolutnie nie można się na to obrażać. Do tej pory pieniądze do Europy przypływały z USA lub też sama Europa eksportowała swój kapitał. Czasy się jednak zmieniają...

...i będą płynąć również z Rosji? Na przykład poprzez inwestycje Sbierbanku?

Też. Ci, którzy mają pieniądze, zastanawiają się teraz, gdzie i w co inwestować. Bank, o którym panowie mówicie, po prostu musi inwestować poza granicami swojego kraju, ponieważ przekroczył limity związane z udziałami rynkowymi na macierzystym rynku. Kupili właśnie mały bank w Austrii, który może być platformą do rozwoju w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

Oczekiwać wejścia Sbierbanku do Polski?

Nie wykluczam, ale trudno powiedzieć, czy będzie to w tym roku. Jeżeli już są w Austrii, to Polska, która jest rynkiem perspektywicznym i atrakcyjnym, wydaje się kolejnym etapem rozwoju i budowania pozycji w tej części Europy.

Rosjanie, Chińczycy, kraje arabskie – pieniądz pochodzący z tych regionów budzi niekoniecznie pozytywne skojarzenia.

Zupełnie nie rozumiem takich obaw, bo pieniądz jest dokładnie taki sam wszędzie. Straszy się Rosjanami, a oni w Polsce jeszcze nic nie zrobili. Pamiętam czasy, w których każdy zagraniczny pieniądz był zły, teraz takie myślenie staje się udziałem kapitału rosyjskiego czy chińskiego. Z naszego punktu widzenia kluczowe jest określenie warunków wejścia w takich sytuacjach, podobnie jak to jest w odniesieniu do kapitału europejskiego w ramach traktatu unijnego.

Podobne rozwiązania trzeba byłoby zastosować w odniesieniu do kapitału rosyjskiego czy chińskiego?

Jakiś model powinien być wypracowany, choć oczywiście w innej formie. Bardziej na zasadzie: tak, wpuszczamy kapitał z danego kraju, ale w zamian oczekujemy wzajemności w traktowaniu oraz konkretnych zobowiązań inwestycyjnych. Po prostu trzeba ustalić warunki gry, a potem prowadzić jasną i przejrzystą politykę.

Zamiast zastanawiać się, na jakich warunkach wpuszczać kapitał z Rosji czy Chin, może lepiej popierać takie inicjatywy jak udomowienie banków?

Niezależnie od tego, co teraz mówi się o zmianie akcjonariatu w bankach, to dobrze się stało, że do Polski weszli dobrzy – podkreślam to słowo: dobrzy – inwestorzy z kapitałem, płynnością i know-how. Mało kto pamięta, w jak fatalnej kondycji był polski sektor bankowy 20 lat temu.

Ale może rola tych inwestorów już się skończyła?

To, czy się skończyła, czy nie, jest już ich decyzją, nikogo innego.

A propos końca... Dotychczasowy model prowadzenia biznesu bankowego już się na dobre zdezaktualizował?

Wchodzimy w czasy takiej nowej-starej bankowości, tradycyjnie rozumianej jako zamiana depozytów na kredyty, z solidną oceną ryzyka i wspieraniem gospodarki realnej. Wszelka inna działalność – handel instrumentami finansowymi, kupowanie na książkę – okazała się  naprawdę zgubna. I do tego regulacje nie nadążyły za rozwojem rynku i produktów bankowych...

Do tej pory pieniądze do Europy przypływały z USA lub też sama Europa eksportowała swój kapitał. Czasy się jednak zmieniają...

Wracamy do korzeni? Tylko depozyty i kredyty...

Bankowość będzie po prostu bardziej uregulowana, z każdej możliwej strony. W efekcie banki staną  się bardziej instytucjami użyteczności publicznej, a w mniejszym stopniu instytucjami o wysokich stopach zwrotu z inwestycji.

I bankierzy zapomną o powiedzeniu „chciwość jest dobra"? Nie wierzymy...

To proszę spróbować, bo bankierzy nie będą mieli innego wyjścia. Teraz wszystko będzie uregulowane różnego rodzaju wymogami: formalnymi dotyczącymi płynności i kapitału oraz mniej formalnymi, determinowanymi takimi zjawiskami, jak wysoki koszt pozyskania pieniądza. Wyznawcy zasady „chciwość jest dobra" będą prawdopodobnie poszukiwać swego miejsca w ramach tzw. shadow banking, w przypadku którego globalna regulacja jest wyraźnie wolniejsza.

Skończmy filozoficznie, bo wciąż nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za kryzys: bankowcy czy politycy?

Pytanie trzeba zadać inaczej: skąd się wziął ten kryzys? Od początku, czyli od sierpnia 2007 roku, mówiłam, że praprzyczyną kryzysu w segmencie kredytów subprime w USA było to, że pod naciskiem polityków ich rozwój wspierały instytucje i agendy rządowe, m.in. wpuszczając tani pieniądz na rynek. W ten sposób chciano rozruszać gospodarkę. Bankowcy ze swymi działaniami tylko wpisali się w ten trend. Nie ma więc jasnej odpowiedzi i nie można jednoznacznie wskazać winnych. Byłoby dobrze, gdyby każdy uderzył się w pierś i wykonał swoją pracę: politycy, bankowcy, nadzorcy, regulatorzy, a także inwestorzy. Bo nie chodzi o szukanie kozła ofiarnego. Kolejne, coraz bardziej szczegółowe regulacje dotyczące rynku bankowego nie są panaceum na problemy gospodarki. Nauczmy się wyciągać wnioski z tej bardzo długiej lekcji, jaką zaserwował nam obecny kryzys.

Rz: Spoglądając w pani szklaną kulę... jaki będzie rok 2012 na rynkach kapitałowych?

Czasy sprzed 2007 roku już nie wrócą. Przede wszystkim musimy przyzwyczaić się do nowych warunków makroekonomicznych,  a także do niższych wycen firm i kłopotów w pozyskiwaniu kapitału z rynku, chociażby za sprawą mniejszych wpływów do funduszy emerytalnych. Ciągle mamy kryzys i ostrożność tych, którzy pieniądze mają, jest bardzo daleko posunięta.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację