Jakie warunki muszą być spełnione, aby strefa wolnego handlu przynosiła stronom oczekiwane korzyści?
O rozmiarach korzyści gospodarczych, wynikających z utworzenia strefy wolnego handlu, decyduje wiele czynników. Jednym z nich jest struktura produkcji państw członkowskich. Chodzi m.in. o to, aby istniały w nich wyraźne różnice w kosztach wytwarzania towarów substytucyjnych. To ogranicza bowiem ogólne koszty produkcji w krajach strefy, czemu sprzyja też spadek kosztów transakcyjnych. Dobrze jest też, gdy poziom rozwoju społeczno-gospodarczego państw członkowskich jest relatywnie wyrównany, bo wówczas mają one podobne cele, które chcą osiągnąć dzięki procesom integracyjnym. Żeby strefa wolnego handlu miała sens, poziom wymiany handlowej między jej członkami powinien być wysoki już przed integracją. Dlatego w układy takie wchodzą zwykle „naturalni partnerzy handlowi", czyli po prostu kraje blisko położone. To gwarantuje niskie koszty transportowe i transakcyjne w ramach strefy.
Istniejące dziś strefy wolnego handlu są udanymi projektami?
Patrząc tylko z perspektywy handlu, obecnie funkcjonujące strefy, takie jak UE, ASEAN czy NAFTA mają się dobrze. Można jednak znaleźć przykłady stref, które wyraźnie się skurczyły. To choćby powstała w 1960 r. EFTA. Początkowo należało do niej siedem krajów, do których dołączyły kolejne, ale z czasem większość z nich wybrała członkostwo w EWG, a potem UE. Obecnie do EFTA należą tylko: Islandia, Liechtenstein, Norwegia i Szwajcaria.
Dlaczego większość krajów wybrała UE?
Strefy wolnego handlu różnią się między sobą pod względem tego, jak dużo ograniczeń we wzajemnej wymianie znoszą i jaki mają zakres geograficzny. Kraje mogą więc wybrać te układy, które najbardziej odpowiadają ich strukturze handlu i zapleczu gospodarczemu. Np. w EFTA zniesienie barier nie dotyczy produktów rolnych, co miało miejsce w EWG, a obecnie UE. A jest to istotne z perspektywy Francji czy Polski, dla których produkcja rolna ma duże znaczenie gospodarcze.