„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość

Zrealizowany w niemieckim studiu Babelsberg „Fenicki układ” Wesa Andersona to parada gwiazd z Benicio del Toro na czele. Grają Willem Dafoe, Charlotte Gainsbourg, Scarlett Johansson, Tom Hanks.

Publikacja: 05.06.2025 22:27

„Fenicki układ” Wesa Andersona już w kinach

„Fenicki układ” Wesa Andersona już w kinach

Foto: mat.pras.

– Zawsze słyszę, że widzowie po kilku minutach oglądania rozpoznają mój styl. Coś podobnego! Ja naprawdę staram się każdy film robić zupełnie inaczej – powiedział mi kiedyś w wywiadzie Wes Anderson.

A jednak jego stylu nie da się pomylić z żadnym innym. Pierwsza scena wchodzącego właśnie na ekrany „Fenickiego układu”? Samolot. Na pierwszym planie multimilioner Anatole Zsa-zsa Korda z obowiązkowym wąsikiem. Nagle wybuch. Faceta z tyłu wysysa z samolotu. Multimilioner z podbitym okiem ląduje w potężnej dziurze w ziemi. W mediach pojawiają się informacje o jego śmierci. Ale on przeżywa. Ma jeszcze do załatwienia kilka spraw, także rodzinnych. Jest w końcu ojcem dziewięciu synów i córki, która wydaje mu się najrozsądniejsza, ale postanowiła zostać zakonnicą. Zresztą trudno się jej dziwić, sam wysłał ją do klasztoru, gdy miała pięć lat.

Proszę mi wierzyć lub nie, ale ja staram się być wierny realiom. Nawet swoim aktorom mówię: „Graj tak, żebyś był prawdziwy”

Wes Anderson

Anderson to chodząca fantazja. Facet sporo po pięćdziesiątce, pielęgnujący w sobie wyobraźnię dziecka. Od wielu lat w kolejnych filmach – począwszy od „Trzech facetów z Teksasu” i „Rashomore’a”, aż do ostatnich, m.in. „Kuriera francuskiego z Liberty” czy „Asteroid City”, tworzy światy zaludnione niezwykłymi, wyrazistymi postaciami. 

– Od ósmego roku życia, gdy od ojca dostałem pierwszą ośmiomilimetrową kamerę, robię filmy bardzo spontanicznie – mówi Anderson. – Nie zastanawiam się, czy ktoś moją wyobraźnię zaakceptuje. Ale w końcu nie jestem jakimś dziwolągiem niepotrafiącym wciągnąć nikogo do własnego świata. A zresztą, proszę mi wierzyć lub nie, ale ja staram się być wierny realiom. Nawet swoim aktorom mówię: „Graj tak, żebyś był prawdziwy”. 

I chyba w jednym trzeba Andersonowi przyznać rację: choć jego filmy zawsze były zwariowane i przerysowane, to przecież przeglądała się w nich rzeczywistość. Tak naprawdę dopiero teraz, w swoim ostatnim obrazie, Anderson pozwolił sobie wkroczyć w obszary „nieziemskie”, gdy jego bohater zaczyna rozliczać się z własnym życiem. 

Multimilioner szuka następców

Akcja „Fenickiego układu” toczy się w latach 50. XX wieku. Benicio del Toro jako Zsa-zsa Korda pilnuje rodzinnych interesów. Jest biznesmanem, który od lat wdraża pewien międzynarodowy projekt (stworzenia nowego państwa?). To jest „być albo nie być” dla jego pozycji finansowej i społecznej. 

Dlaczego „Fenicki układ” nie toczy się w Ameryce? Anderson lubi Europę i czasem tu właśnie szuka tematów. Jak choćby w „Grand Budapest Hotel”, gdzie zainspirowały go m.in. pamiętniki Stefana Zweiga i gdzie „świat wczorajszy” chylił się ku upadkowi, a nowy przynosił nazizm.

– W „Fenickim układzie” chciałem wyczarować na ekranie kogoś na wzór XX-wiecznych potentatów, takich jak dwaj greccy multimilionerzy Onasis i Niarchos – mówi reżyser. Opowiada też, że dużo czytał o Węgrze Árpádzie Pleschu, który doradzał Agnelliemu – głównemu akcjonariuszowi Fiata, który w czasie II wojny światowej zbił fortunę na tragedii Żydów, czy o ormiańskim przedsiębiorcy, filantropie i kolekcjonerze sztuki Caloustem Gulbenkianie.

Zdjęcia do filmu (po raz pierwszy robione przez operatora z Europy – sześciokrotnie nominowanego do Oscara Francuza Brunona Delbonnela) zostały nakręcone niemal w całości w poczdamskim Studiu Babelsberg, gdzie scenografowie stworzyli przestrzenie inspirowane weneckimi pałacami czy domem Gulbenkiana w Paryżu. To jest świat filmowego multimilionera z „Fenickiego układu”, który prowadzi wielką grę, ale też myśli już o spadkobiercach. I postanawia pominąć watahę swoich synów, a oprzeć się na 20-letniej córce Liesl. Jego zdaniem tylko ona w całej rodzinie ma odpowiedni iloraz inteligencji i głowę do interesów. W tym celu wyciąga ją z nowicjatu. Zsa-zsa Korda ma swój plan. 

„Wszystko jest w tych pudełkach na buty” – mówi córce, przedstawiając jej wielki program infrastrukturalny, który ma przynieść przemysł i handel do obecnie uśpionego, a potencjalnie bardzo bogatego regionu. Za swoją działalność rodzina Kordy zarabiałaby 5 procent całkowitych przychodów przez następne 150 lat.

Razem więc dążą do celu, walczą z płatnymi mordercami i terrorystami, stawiają czoła wszelkim przeciwnościom. A Liesl dodatkowo chce wyjaśnić sprawę śmierci swojej matki, zamordowanej dekadę wcześniej.

 

Parada gwiazd

I ma szczęście Anderson, bo grająca rolę córki Mia Threapleton – prywatnie córka Kate Winslet, jest rzeczywiście świetna. Wpisuje się w konwencję, a jednocześnie daje swojej bohaterce sporo prawdy. Trudno się dziwić, że Zsa-zsa Korda w miarę upływu czasu zmienia do niej stosunek. Przestaje ją traktować wyłącznie jako pomoc w biznesie i spadkobierczynię jego fortuny. Coraz bardziej chce być ojcem. W efekcie film czerpie siłę z osobowości del Tora i Threapleton oraz towarzyszącego im w roli osobistego nauczyciela Michaela Cery. Cała trójka nie kryje zresztą swego zachwytu dla Andersona.

– Pracując z nim, można zostawić wszelkie sprawy codzienne za sobą i dać się ponieść swobodnej dziecięcej wyobraźni – mówi Benicio del Toro.

Pewnie podobnie myślą i inni, bo znów – jak to u Andersona – na ekranie pojawia się cała plejada gwiazd. W drobnych epizodach występują m.in. Willem Dafoe, Charlotte Gainsbourg, Scarlett Johansson, Mathieu Amalric, Benedict Cumberbatch. Tom Hanks, laureat Oscarów za wielkie role w „Forreście Gumpie” i „Filadelfii”, pojawił się na planie „Układu fenickiego”, żeby przez chwilę zagrać przed kamerą w koszykówkę. Wszystkich „wielkich”, którzy przewijają się przez ekran, trudno wymienić. Oni sami podkreślają, że zespół Andersona tworzy niemal rodzinę. Słynne są wieczorne kolacje w okresie zdjęciowym, w których bierze udział cała ekipa.

Czytaj więcej

Dobre kino nie zna lęku

Teoretycznie ten korowód najsłynniejszych aktorów plus panujące na ekranie całkowite zwariowanie powinny przyciągnąć uwagę widzów. Ale – umówmy się – po kilku dekadach styl Andersona nie jest już nowością. To, co kiedyś wydawało się oryginalnym, niepodrabialnym stylem, dzisiaj zaczyna nużyć. Nie jestem też pewna, czy ten totalny wygłup może przyciągnąć młodych kinomanów, zwłaszcza że po drodze z „Fenickiego układu” uciekło sporo dawnego wyrafinowania, a nowego spojrzenia na współczesne problemy świata się w tym filmie nie czuje. 

Nie dziwię się więc, że „Układ fenicki” zbiera skrajne oceny. Od zwyczajowych zachwytów aż do totalnego odrzucenia. Świat się zmienia i chyba nadchodzi czas, by zbliżający się powoli do sześćdziesiątki Anderson trochę dorósł. Bo może okazać się, że twórcy i aktorzy na planie bawią się lepiej niż widzowie w kinie. 

 

 

– Zawsze słyszę, że widzowie po kilku minutach oglądania rozpoznają mój styl. Coś podobnego! Ja naprawdę staram się każdy film robić zupełnie inaczej – powiedział mi kiedyś w wywiadzie Wes Anderson.

A jednak jego stylu nie da się pomylić z żadnym innym. Pierwsza scena wchodzącego właśnie na ekrany „Fenickiego układu”? Samolot. Na pierwszym planie multimilioner Anatole Zsa-zsa Korda z obowiązkowym wąsikiem. Nagle wybuch. Faceta z tyłu wysysa z samolotu. Multimilioner z podbitym okiem ląduje w potężnej dziurze w ziemi. W mediach pojawiają się informacje o jego śmierci. Ale on przeżywa. Ma jeszcze do załatwienia kilka spraw, także rodzinnych. Jest w końcu ojcem dziewięciu synów i córki, która wydaje mu się najrozsądniejsza, ale postanowiła zostać zakonnicą. Zresztą trudno się jej dziwić, sam wysłał ją do klasztoru, gdy miała pięć lat.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta
Film
Krakowski Festiwal Filmowy będzie w tym roku pełen hitów