Od kilku tygodni ma pan próby w Amsterdamie, gdzie 10 czerwca wystąpi jako Borys Godunow, a w Polsce trwają przygotowania do Baltic Opera Festival, który pan stworzył. Czy to oznacza, że jego trzecią edycję łatwiej jest przygotować niż dwie pierwsze?
Nie mogę powiedzieć, że z roku na rok jest łatwiej. Teraz mamy inne problemy, ale też ogromne. Nie chodzi już o poszukiwanie pieniędzy, bo zdobyliśmy zapewnienie o trzyletnim finansowaniu w stałej corocznej kwocie ze strony Ministerstwa Kultury oraz Orlenu, a także stałe finansowanie marszałka województwa pomorskiego.
W czym zatem tkwi problem?
Tegoroczny program był – jak to w Polsce często bywa – układany po partyzancku, wszystkie umowy z instytucjami nas finansującymi były zawierane późno. Za rok musimy więc skupić się na długoletnim planowaniu. Tak funkcjonuje świat, gdzie dyrektorzy wielkich teatrów operowych i festiwali działają z wyprzedzeniem dwu-, trzyletnim.
U nas to nie jest norma.
Właśnie. Dlatego bardzo liczę na nowego dyrektora Opery Narodowej Borisa Kudličkę, który zna doskonale te wszystkie mechanizmy. Może zacznie je wcielać i wtedy przykład Opery Narodowej podziała w Polsce na innych. Baltic Opera Festiwal jest pod tym względem pewnym pionierem i na nasze potrzeby inni często patrzą ze zdziwieniem, ale one wynikają z doświadczeń, które powstały dzięki pracy w teatrach operowych na świecie. U nas wciąż nie funkcjonuje przekonanie, że im coś planuje się później, tym kosztuje to drożej.
Porozmawiajmy jednak o czymś bardziej pozytywnym. Baltic Opera Festival już w pierwszym roku odniósł sukces, choćby u publiczności.
Od początku stawialiśmy na to, że nasz festiwal musi zaistnieć w świadomości nie tylko polskiej, ale i europejskiej. Dzięki temu, że bardzo staraliśmy się o obecność ważnych zagranicznych mediów, zostaliśmy przedstawieni w Niemczech, Austrii czy Wielkiej Brytanii. Pisano też, na czym bardzo nam zależało, że odczarowaliśmy niełatwy kontekst historyczny festiwalu stworzonego w wybudowanej przez Niemców Operze Leśnej w Sopocie. Udało nam się chyba zdjąć z tego miejsca odium tamtej imprezy i wypromować stworzony w Polsce festiwal z jednej strony elitarny, bo prezentujący operę na wysokim poziomie artystycznym, a z drugiej – egalitarny, dla ludzi nieznających opery, a jest ich u nas przecież przeważająca większość.