Rz: Czy produkcja śmigłowców to dzisiaj dobry biznes?
Lutz Bertling:
Dla naszej firmy – przyszłościowy. W 2011 roku mieliśmy 12-procentowy wzrost. W tym powinien być w granicach 9–11 proc. Rośnie nasz zysk i udział rynkowy. Korzystamy na tym, ponieważ większość naszej sprzedaży jest poza Europą. Czyli tam, gdzie kryzys zadłużeniowy mniej boli. W tej chwili naszym największym wyzwaniem jest mądrze ten wzrost zagospodarować. Ale spowolnienie również dotknęło naszej firmy. Osiągnęliśmy jednak dobre wyniki finansowe dzięki inwestycjom strategicznym rozpoczętym podczas największej fazy kryzysu. Dlatego nasz wzrost wyniesie w tym roku 10 procent zamiast 12. Nie przeżywam tego specjalnie, bo taki spadek nie oznacza kryzysu.
Co w takim razie jest specyficznego w tym rynku, że możliwy jest rozwój nawet w najgłębszym kryzysie?
Po pierwsze wysokie ceny ropy naftowej. Kiedy baryłka ropy kosztuje ponad 100 dolarów, koncerny naftowe ruszają na poszukiwania złóż i zwiększają jej wydobycie. Jednym z najlepszych narzędzi do tego celu są właśnie śmigłowce. Po drugie: odnotowaliśmy ostatnio popyt na śmigłowce do użytku cywilnego, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. 50 procent udziałów w rynku amerykańskim należy właśnie do Eurocoptera. I wreszcie rynek wojskowy poza Europą: w Meksyku, Brazylii, Malezji. Również w Europie mamy kilka projektów. Dodatkowo jeszcze w ubiegłym roku rozpoczęliśmy rozwój naszych usług. Dzisiaj od Chin poprzez Australię, USA po Brazylię jesteśmy jednym z największych na świecie operatorów symulatorów lotu. Ten rynek także nieustannie rośnie.