Dzisiaj dowiadujemy się, że rząd francuski zamierza wesprzeć bankrutującego nad Sekwaną producenta samochodów PSA Peugeot Citroen drobną kwotą od 5 do 7 miliardów euro. Życzę Francuzom powodzenia w pacyfikacji Brukseli. Pewnie się uda, bo oni potrafią skutecznie przeforsowywać tego typu przedsięwzięcia. Jak donosi francuska prasa, w pakiecie wraz z tą pomocą Peugeot ma otrzymać przedstawiciela pracowników i „niezależnego" członka rady desygnowanego przez rząd. Minister przemysłu zapowiada, że będzie walczył o to, by ograniczyć do minimum zwolnienia pracowników związane ze spadającą produkcją i sprzedażą na kluczowych dla francuskiego producenta rynkach: francuskim i hiszpańskim.

Oto niemal pewna recepta na katastrofę. Prywatna firma traci suwerenność na rzecz związków zawodowych i populistycznej administracji rządowej realizującej (niestety) lewicowy program wyborczy. Wspólnie nie dopuszczą oni nie tylko do racjonalizacji zatrudnienia, ale też w ogóle do jakiejkolwiek restrukturyzacji zmierzającej do zwiększenia produktywności. A w świetle prognoz makroekonomicznych rynek będzie nadal „siadał" co najmniej przez najbliższy rok. W lepszą koniunkturę, która zapowiadana jest na 2014 r., Peugeot wejdzie więc osłabiony, z nagromadzonym w ciągu lat nadmiernym zatrudnieniem oraz paraliżującym działania zarządu wpływem związków zawodowych i politycznych nominatów. Tak było niegdyś w warszawskiej FSO.

A kryzys jest przecież nie tylko wyjątkowym wyzwaniem dla zarządu, lecz także wyjątkową szansą na szybkie (bo wymuszone przez warunki) przeprowadzenie zmian i radykalne uzdrowienie firmy. Chodzi o uproszczenie i usprawnienie wszystkich podstawowych procesów, o skupienie się na podstawowych kompetencjach firmy (przede wszystkim w zakresie tworzenia innowacyjnych produktów), wdrożenie i wymuszenie silnej orientacji na klienta, o zastąpienie nieefektywnych pracowników lepszą i sprawniejszą załogą. Przede wszystkim jednak o zmianę kultury firmy na proefektywnościową i prokliencką. Peugeot nie skorzysta z tej szansy. Jego konkurenci już teraz mogą zacierać ręce.

Andrzej K. Koźmiński, prezydent Akademii Leona Koźmińskiego