Reklama

Refleksja o miliardach

Fundusze europejskie mają pozytywny wpływ na gospodarkę, ale entuzjazm wobec nich jest nieco przesadzony

Publikacja: 09.02.2013 10:29

Refleksja o miliardach

Foto: materiały prasowe

Jest, udało się. Otrzymamy do 2020 r. niemal 106 mld euro z Unii Europejskiej. Z tej kwoty ok. 30 mld euro jest przeznaczone na kupowanie poparcia wsi dla integracji europejskiej, a duża część reszty na rozwój kraju. Premier mówi, że to najszczęśliwszy moment jego życia, opozycja ma trudny dzień, bo nie wie, jak skrytykować i wyrazić radość jednocześnie. Przez media przetaczają się obrazki z górą pieniędzy, materiały o autostradach, i ostrzeżenia, żeby przypadkiem nie zmarnować tego błogosławieństwa.

Dokładnie oszacowanie wpływu tej góry pieniędzy na gospodarkę nie jest jednak wcale łatwe. Ja mam do całej sprawy stosunek niezmiennie ambiwalentny. Przy szczerej radości związanej z modernizacją kraju finansowaną przez Niemcy i uznaniu dla faktu, że udało nam się zyskać tak wiele w czasach oszczędności, nie umiem obyć się bez bezczelnie suchego rachunku ekonomicznego. A ten jest skomplikowany.

Odwołajmy się do prostego schematu, który w latach 50. opisał późniejszy noblista Robert Solow.

Wzrost gospodarczy per capita w dłuższym okresie zależy od dwóch czynników.

Są to: wzrost zasobów kapitałowych (per capita) oraz wzrost produktywności, czyli ile jeden pracownik jest w stanie wycisnąć przy użyciu dostępnego mu kapitału. Dla porównania, wyobraźmy sobie, że chcemy wyprodukować jak najwięcej soku cytrynowego. To, ile nam się uda go wycisnąć, zależy od naszych zasobów krzewów cytrynowych (kapitał) oraz umiejętności wyciskania (produktywność). Przy czym w naprawdę długich perspektywach najistotniejsza jest produktywność. Bo kraj wysoko produktywny zawsze znajdzie kapitał, a odwrotna relacja niekoniecznie zachodzi.

Reklama
Reklama

Fundusze europejskie niewątpliwie powiększają zasoby kapitałowe Polski. Szczególnie widoczny jest przyrost kapitału publicznego, czyli głównie rosnąca sieć infrastrukturalna. Jednak ich wpływ na produktywność jest niestety bardzo niski, a nie można wykluczyć, że jest nawet negatywny. Dostęp do łatwego finansowania zmniejsza bowiem bodźce do zmian instytucjonalnych sprzyjających wzrostowi produktywności. Wracając do cytrynowej metafory – wyobraźmy sobie, że dzięki pomocy z zewnątrz nasze zasoby krzewów rosną, ale jednocześnie przez to nasze bodźce do usprawniania procesów wyciskania mogą maleć.

W istocie, wiele szacunków wskazuje, że dynamika produktywności w polskiej gospodarce spadła z ok. 2-3 proc. rocznie na początku XXI wieku, do zera obecnie. Spadek tej dynamiki nastąpił akurat w momencie, kiedy do kraju zaczęły płynąć szerokim strumieniem fundusze europejskie.

Ten spadek powinien być ostrzeżeniem. Inwestycje związane z pieniędzmi, jakie otrzymujemy od Europy, to może być duża wartość. Pozwalają nam nadrobić zacofanie infrastrukturalne, wywołane dziesiątkami i setkami lat wojen, okupacji, złych rządów. Ale prawdziwy skok cywilizacyjny nie zależy od ilości wylanego na drogi betonu, na co wskazuje smutne doświadczenie takich regionów, jak Włochy południowe, Portugalia czy Grecja. Jeżeli chcemy wykonać taki skok, musimy w Polsce dokonać zmian, które uwolnią produktywność ludzi – a tu fundusze europejskie nie mają wiele do zdziałania.

Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości, publicysta

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama