Tygodnik „Der Spiegel" wyśmiewa w najnowszym numerze budowę term w Lidzbarku Warmińskim, gdzie woda ma temperaturę 24 stopnie, w związku z czym trzeba będzie ją dogrzewać,  by baseny termalne nie zmieniły się w kąpielisko morsów. To inwestycja za około 100 mln złotych. Tańszy jest oddział ratunkowy szpitala przy Lindleya w Warszawie, który od trzech lat stoi w stanie surowym (za 17 mln złotych) i tymczasowo służy za palarnię dla personelu. Droższy - szpital kliniczny Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Trwająca 38 lat budowa za  miliard złotych właśnie się skończyła ( to znaczy skończono 9 pięter z 17), ale dyrektor zapowiada, że go nie otworzy, bo brakuje mu 50 mln złotych na wyposażenie.

Kasy brakuje w całym budżecie państwa, więc  wiceminister finansów w świeżutkim liście do ministerstwa pracy  proponuje wdrożenie kolejnego  etapu przejęcia aktywów OFE przez ZUS  - tym razem dotyczyłyby środków osób mających  10 i mniej  lat do  emerytury . Ale co z tym ma wspólnego  nieśmiertelnie podnoszony przez centrale związkowe postulat wyższej płacy minimalnej, czy  wprowadzenia ulg podatkowych dla firm energochłonnych, bo bez tego, jak zaznacza działacz Solidarności z Huty Katowice, nie będą one konkurencyjne?

Otóż wspólny mianownik jest prosty: własny interes. Przy mniejszych inwestycjach interes zlokalizowany jest na poziomie dyrektora szpitala  albo starosty czy burmistrza. Jeden może się wykazać przed pracownikami, drugi zapewnić sobie życzliwość wyborców. Przy wielkich - interes przenosi się na rządowy. Kiedy rozpoczynano centrum kliniczno-dydaktyczne w Łodzi panował miłościwy Edward Gierek. Wybrany  niezbyt demokratycznie, ale bez wątpienia z ambicjami.  Więc budował bez opamiętania, za   środki pożyczone albo wzięte z powietrza. W demokracji interes wyborczy regionalnych posłów, władz uczelni, ministra  jest tym bardziej oczywisty i można by rzec nawet dziedziczny wraz z funkcją;   ministrów zdrowia mieliśmy w ostatnim dwudziestoleciu też równo dwudziestu.

Interes ministra finansów polega na zmniejszeniu w prosty sposób deficytu budżetowego  -  w zamian za fizyczne środki, które przyszli emeryci  zgromadzili na indywidualnych kontach w OFE,  oferuje fikcyjne zapisy na wirtualnych rachunkach w ZUS. Jedyne co dziwi, że ogon psu obcinany jest po kawałku. To nieludzkie. A związkowcy? Tu postępowanie  jest  właśnie, powiedziałbym,  humanitarne. Związki   występują w interesie swoich członków, i słusznie. Ulgi podatkowe  w hutach czy fabrykach pożerających energię obronią ich miejsca pracy. Płaca minimalna – da więcej pieniędzy naszym członkom. A że utrwali bezrobocie  –  bezrobotni na ogół do związków nie należą. Wcześniejsze emerytury (ten postulat też powraca jak przypływy i odpływy morza) – jak najbardziej, to dla naszych.

Nie chcę powtarzać tego,  co pisałem  miesiąc temu o teorii wyboru publicznego , więc krótko: ludzie są tylko ludźmi, obojętne , dyrektor, związkowiec, minister czy burmistrz i kierują się własnym interesem. Interes indywidualny łatwiej połączyć ze skoncentrowanym interesem grupowym ( grupy zawodowej, administracji, rządu, uniwersytetu)  niż dbać - z ryzykiem dla własnej pozycji - o ogólnospołeczny.