Ratunku! Kobieta mnie bije!" – krzyczał ze zdziwieniem bohater „Seksmisji". Sympatyczny, acz kontrowersyjny Max, mistrz pierwszego kroku bokserskiego, nie może pogodzić się z sytuacją, w którą wepchnęła go historia. Okrutny los. Kobieta była sprawniejsza i silniejsza od niego i zrozumiał to już po pierwszym starciu. Niemożliwe stało się możliwe. Okazał się fizycznie słabszy. Mało tego, widzi, że ma do czynienia z całym potężnym aparatem państwa rządzonym przez kobiety. Tak, tak same baby. Duże i małe, grube i chude, ładne i brzydkie, brutalne i wrażliwe, czyste i brudne, mądre i głupie – cały przekrój. Skolko ugodno. Baby na górze, baby na dole. Baby w rządzie i baby w sądzie. Wszędzie.
Dominuje eksport niskoprzetworzonych lub w ogóle nieprzetworzonych produktów „no name"
To wszystko wywołuje oczywiście przygnębiające wrażenie dla tradycyjnie nastawionego mężczyzny. Ale Max jednak się nie poddaje. Nie popada w depresję jak jego smutny kolega intelektualista. Bardzo szybko otrząsa się z doznanego szoku. Po pierwszym starciu już wie, że otwarty protest nic nie da. Nie organizuje więc strajku generalnego jak tenże smutny kolega intelektualista. Poza drobnymi, emocjonalnymi sytuacjami, nie decyduje się na otwartą demonstrację osobistych poglądów. Nie macha flagami. Analizuje za to wnikliwie swoje położenie. Sprawdza własne silne i słabe strony, i jednocześnie szuka słabości potężnego państwa. Weryfikuje swoje główne atuty i rozpoczyna przygotowania skutecznego fortelu, aby znaleźć drogę rozwiązania problemu. Otwarcie wprawdzie nie protestuje, ale tylko pozornie podporządkowuje się kulturze i regułom kobiecego państwa. I, co chyba najistotniejsze, Max nie akceptuje też największej zdobyczy damskiej cywilizacji – nowoczesnego sposobu rozmnażania się poprzez partenogenezę. Jak wiadomo, chodzi tutaj o „pocieranie jajo o jajo".
Max był bardzo konsekwentny. Uparcie dążył do „wyjścia z sytuacji". Zdefiniował swoją strategię i potrafił ją wdrożyć. Dzięki konsekwencji i temu, że zaryzykował, uratował nie tylko siebie, ale całą ludzkość. Ludzie przestali być oszukiwani. Wyszli z czeluści na powierzchnię, a Mężczyzna i Niewiasta znowu odnaleźli swoje naturalne miejsca w cywilizacji. A przecież mógł nie ryzykować. Mógł żyć wygodnie w „doskonałym społeczeństwie". Wystarczyło, aby dał się – elegancko mówiąc – naturalizować. Lemingować. Okazać submisywność wobec dominującego babstwa i... żyć jak pączuszek w maśle.
Bezrobocie elementem wolnego rynku
Kiedy prezydent USA ogłaszał „Gospodarka, głupcze", z kontekstu wypowiedzi wynikało, że ma na myśli poprawę konkurencyjności amerykańskich produktów na krajowym, jak i światowym rynku. W tamtej kulturze gospodarka to tyle co kreowanie wartości dodanej, to wzrost marż produktów, to więcej innowacji. Kiedy polski premier próbował to powtarzać, to zarówno on sam, jak i media od razu umieściły to w kontekście bezrobocia. Medialne wyjaśnienia budują kulturowy archetyp. Polska wersja „Gospodarka, głupcze" to poprawa konkurencyjności polskich przedsiębiorstw, ale w kontekście walki z bezrobociem. Jeśli więc któraś z zachodnich korporacji, kokietowana przez wszystkie możliwe władze, łaskawie utworzy dodatkowe miejsca pracy korzystając z faktu, że mamy jedne z najniższych kosztów pracy w Unii, to już jest wielki sukces. Media są zachwycone i nie szczędzą pochwał politykom. A przecież wysokie bezrobocie jest skutkiem, objawem stanu gospodarki, a nie jego przyczyną. Bezrobocie jest elementem wolnego rynku. Z bezrobociem całkowicie nigdy się nie wygra. Tak jak alkoholik nigdy nie wygra z kacem (chociaż ciągle z nim walczy).