Nadzieją Europy w walce z kryzysem są reformy strukturalne

Unia Europejska jest w stagnacji, nie w recesji. To bywa groźniejsze niż kryzys. Ten ostatni wyzwala zdecydowane działania zaś stagnacja je opóźnia, bo politycy tracą impet do zmian - mówi "Rz" Jerzy Buzek

Publikacja: 09.05.2013 19:29

Nadzieją Europy w walce z kryzysem są reformy strukturalne

Foto: Fotorzepa, Robert gardziński RG Robert gardziński

Nie przeszkadza Panu, jednemu z pomysłodawców Europejskiego Kongresu Gospodarczego, że mamy coraz więcej biznesowych spotkań, kongresów, forum. Czy takie rozdrobnienie wynika z ambicji organizatorów, czy tyle jest spraw, o których biznes rozmawia, że nie można zrobić tego w jednym miejscu i o jednym czasie?

Każde z takich spotkań jest inne, a im ich więcej tym więcej współpracy i pomysłów! Dzisiaj modne jest tzw. sieciowanie. Instytucje, uczelnie, miasta, łącza się ze sobą w sieci co wzmacnia ich pozycję i możliwości działania. Powoduje synergię działań. Tak też jest w przypadku spotkań biznesowych, organizowanych w różnych miejscach i o różnej tematyce. Dopóki przedsiębiorcy będą na nie jeździli, tak długo są potrzebne. Ważne jest też przełamanie uprzedzeń na styku przedsiębiorcy – politycy. Nie ma dobrych i skutecznych regulacji w gospodarce bez wspólnej dyskusji polityków, naukowców i przedsiębiorców. Poza tym dla biznesu ważne są kontakty bezpośrednie. Chociaż mamy Internet, to kontrakty w londyńskim City nadal podpisywane są w czasie spotkań osobistych. I na spotkaniach takich jak EKG w Katowicach przedsiębiorcy cenią sobie to, że mogą ze sobą rozmawiać, nawet bardziej niż to, że mogą posłuchać  dyskusji. Choć te ostatnie naprawdę bywają pasjonujące.

Tematem obowiązkowym każdego forum biznesowego jest zwiększenie konkurencyjności gospodarki Europy. O kryzysie rozmawiamy już piąty rok. Kilka dni temu Jens Weidmann szef banku centralnego Niemiec powiedział, że kryzys w Europie może potrwać jeszcze dekadę. Zgadza się pan z nim?

Nie wiem czy aż tyle, ale na pewno to potrwa. Jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego pojechałem w 2010 roku do Davos. Byliśmy po trudnym roku 2009, gdy spadek produktu krajowego w krajach nadbałtyckich, wynosił ok 20 procent. Ale wielu uważało, że kryzys już mamy za sobą, bo finanse publiczne w znaczących gospodarczo krajach świata stabilizowały się. Najbardziej jednak obawiano się wtedy stagnacji. Rok później, na Davos'2010, okazało się, że nie tylko nie wypracowaliśmy  strategii wychodzenia z zastoju, ale że mamy inne pilne problemy, a zwłaszcza załamanie finansowe krajów Europy Południowej. Teraz z kolei wracamy do dylematu sprzed trzech lat: jak zapobiec stagnacji, jak doprowadzić do takiego wzrostu gospodarczego w poszczególnych krajach byśmy nie tracili miejsc pracy. Bezrobocie ludzi młodych w Hiszpanii i Grecji przekroczyło już bowiem 50%. Według przewidywań strefa euro w tym roku nawet skurczy się nieco, o 0,4%, zaś bezrobocie wzrośnie. Wyjście z kryzysu jest więc nadspodziewanie trudne.

A co z samą strefą euro?

Euro jako waluta obroni się dzięki decyzji Europejskiego Banku Centralnego, który zapowiedział, że kupi każdą ilość obligacji krajów członkowskich w przypadku zagrożenia działaniami spekulacyjnymi. Ale od uratowania waluty do uratowania gospodarek poszczególnych krajów grupy euro, które są zadłużone, droga jest długa. Unia Europejska jest w stagnacji, nie w recesji. To bywa groźniejsze niż kryzys. Ten ostatni wyzwala zdecydowane działania zaś stagnacja je opóźnia, bo politycy tracą impet do zmian. Na poziomie Unii dla pobudzenia wzrostu w całej gospodarce kładzie się głównie nacisk na innowacyjność i na odblokowanie wąskich gardeł wspólnego rynku. Ważne będzie szybkie przyjęcie wspólnego unijnego budżetu 2014 – 2020, w którym dla Polski przewidziano ponad 100 mld euro, a którego uruchomienie znacząco przyczyni się do wzrostu i tworzenia miejsc pracy. Na poziomie krajowym, jeśli system finansowy jest stabilny (a nie wszędzie już jest), nie ma innego sposobu na poradzenie sobie ze stagnacją niż wsparcie przedsiębiorców i przeprowadzenie w krajach członkowskich reform strukturalnych.

Jakie to są reformy?

Powiem o najważniejszych: rynku pracy i edukacji - a także systemu i wieku emerytalnego, co w Polsce mamy już w znacznej mierze za sobą. Niemcy przeprowadzili niektóre z tych reform 9 lat temu i do dzisiaj to działa. Szkolnictwo trzeba reformować co kilka lat, dostosowując je do zapotrzebowania na rynku pracy, tak jak robią to Austriacy. Tam też wprowadzono skuteczny mechanizm wsparcia zatrudnienie ludzi młodych – propozycja pracy najdalej do czterech miesięcy od zakończenia nauki. Pochłania to niemal połowę budżetu na walkę z bezrobociem, ale jest skuteczne! Podobny program wdraża się dzisiaj w całej Unii.

Wśród ważnych reform wymienił Pan reformę emerytalną. Nasza z lat 1997 – 1999 jest chlastana z wielu stron. Minister finansów jej i jej twórcom nie szczędzi cierpkich słów.

Czuję się odpowiedzialny za wszystkie reformy wprowadzone przez mój rząd. Powiem wyraźnie: nie podoba mi się manipulacja, jaka jest związana z oceną reformy emerytalnej. Reformy to nie jest bowiem wyzwanie na jedną kadencję. Wymagają ścisłego monitorowania i rzetelnego  analizowania ich funkcjonowania i wprowadzania korekt. Wymagają rezygnacji z doraźnych korzyści politycznych w imię budowania stabilnej przyszłości. Nie ma takiej zmiany i reformy, która byłaby stała, której nie trzeba analizować i modyfikować. Reguły gospodarki wolnorynkowej ciągle przecież udoskonalamy od czasu jej wprowadzenia pod koniec lat 80-tych. Nawet korzystanie z funduszy unijnych na pokrycie konkretnych wydatków wymaga starannego doglądania przez kilka kolejnych rządów, co widać tak wyraźnie w ostatnich dniach. Bez stosowania zasady ciągłości i odpowiedzialności trudno mówić o dobrym rządzeniu. Tego zabrakło przez długie lata funkcjonowania reformy emerytalnej.

Reforma była dobrze policzona. Wprowadzała radykalne zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych, m.in. likwidowała liczne przywileje emerytalne; wiązało się to z całkowitą przebudową zasad działania i komputeryzacją Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Spodziewaliśmy się też kryzysu demograficznego, stąd przewidziano rezerwę demograficzną. Równocześnie reforma była ustawowo zasilana z wpływów z prywatyzacji.

To znaczy?

To był pomysł, by majątek wytworzony w poprzednim systemie, ulokowany w państwowych firmach, zamienić we wspólny majątek obecnych i przyszłych emerytów. Składki przekazywane do otwartych funduszy emerytalnych w pewnej części były bowiem (i są) lokowane na giełdzie. Te składki - pieniądze przyszłych emerytów - wzmacniały w ten sposób wartość rodzimych firm i dały im możliwość rozwoju. Mówimy dzisiaj o kwocie ponad 100 mld zł. To suma trudna do przecenienia. Zaangażowanie pieniędzy z prywatyzacji w reformę emerytalną  miało więc dwa aspekty: ekonomiczny oraz społeczny. To był system, który nie tylko napędzał gospodarkę, ale uchronił nas przed przejadaniem majątku prywatyzowanych firm i zapewnił bezpieczeństwo bieżących wypłat emerytur.

Jeżeli reforma była dobrze policzona to co się stało?

Stopniowo wyłączano z systemu powszechnego ubezpieczenia poszczególne grupy zawodowe. Wiek emerytalny przedłużono dopiero w zeszłym roku. A wcześniejsze emerytury zlikwidowano także później niż zapisano w pierwotnym harmonogramie. Każda z tych decyzji kosztowała miliardy. Dlatego ten system przestał się bilansować, zagrażając stabilności finansów publicznych. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja gospodarcza i finansowa jest trudna, a więc czasowe obniżenie składki do OFE dwa lata temu można było jeszcze uznać za stan wyższej konieczności.

A koszty OFE?

System emerytalny to system regulowany prawnie, jeśli więc widoczne były niedoskonałości, to należało je korygować. Jeśli analizy pokazywały zbyt wysokie prowizje funduszy emerytalnych, to należało je wcześniej obniżyć. Pierwotna decyzja o inwestowaniu przede wszystkim w obligacje państwowe podyktowana była zapewnieniem bezpieczeństwa w pierwszym okresie wprowadzania reformy i w ciągu tych 12 lat także powinna być modyfikowana. Ale też dodajmy, że takie inwestowanie w obligacje ułatwiało kolejnym ministrom finansów ich sprzedaż. Z kolei niskie limity początkowe dla inwestycji zagranicznych podyktowane były ówczesną sytuacją polskiej gospodarki i brakiem innych - oprócz właśnie OFE - funduszy, które by ją zasilały.

Uważam, że zmiany dotyczące OFE powinny iść w kierunku zmniejszenia kosztów ich działalności i zwiększenia efektywności, ale w żadnym przypadku likwidacji tej części systemu emerytalnego. Mam nadzieję, że rzetelna analiza doprowadzi do takich właśnie wniosków.

OFE same nadwyrężyły swoje i tak słabe pozycje przez to, że zaproponowały alternatywę: emerytura dożywotnia lub czasowa?

Ja nie wypowiadam się w obronie OFE, ale w obronie prywatnych pieniędzy obywateli złożonych na indywidualnych kontach. Propozycja emerytury czasowej zgłoszona przez OFE to pomysł nieodpowiedzialny. Ale to był pomysł do dyskusji. Wykorzystanie medialne nieodpowiedzialnej propozycji do stworzenia zamieszania wokół całej reformy też jest nieodpowiedzialne. Nie są to standardy rzetelnej debaty publicznej i nie ma to nic wspólnego z szukaniem racjonalnych rozwiązań.

Nie przeszkadza Panu, jednemu z pomysłodawców Europejskiego Kongresu Gospodarczego, że mamy coraz więcej biznesowych spotkań, kongresów, forum. Czy takie rozdrobnienie wynika z ambicji organizatorów, czy tyle jest spraw, o których biznes rozmawia, że nie można zrobić tego w jednym miejscu i o jednym czasie?

Każde z takich spotkań jest inne, a im ich więcej tym więcej współpracy i pomysłów! Dzisiaj modne jest tzw. sieciowanie. Instytucje, uczelnie, miasta, łącza się ze sobą w sieci co wzmacnia ich pozycję i możliwości działania. Powoduje synergię działań. Tak też jest w przypadku spotkań biznesowych, organizowanych w różnych miejscach i o różnej tematyce. Dopóki przedsiębiorcy będą na nie jeździli, tak długo są potrzebne. Ważne jest też przełamanie uprzedzeń na styku przedsiębiorcy – politycy. Nie ma dobrych i skutecznych regulacji w gospodarce bez wspólnej dyskusji polityków, naukowców i przedsiębiorców. Poza tym dla biznesu ważne są kontakty bezpośrednie. Chociaż mamy Internet, to kontrakty w londyńskim City nadal podpisywane są w czasie spotkań osobistych. I na spotkaniach takich jak EKG w Katowicach przedsiębiorcy cenią sobie to, że mogą ze sobą rozmawiać, nawet bardziej niż to, że mogą posłuchać  dyskusji. Choć te ostatnie naprawdę bywają pasjonujące.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację