Nie przeszkadza Panu, jednemu z pomysłodawców Europejskiego Kongresu Gospodarczego, że mamy coraz więcej biznesowych spotkań, kongresów, forum. Czy takie rozdrobnienie wynika z ambicji organizatorów, czy tyle jest spraw, o których biznes rozmawia, że nie można zrobić tego w jednym miejscu i o jednym czasie?
Każde z takich spotkań jest inne, a im ich więcej tym więcej współpracy i pomysłów! Dzisiaj modne jest tzw. sieciowanie. Instytucje, uczelnie, miasta, łącza się ze sobą w sieci co wzmacnia ich pozycję i możliwości działania. Powoduje synergię działań. Tak też jest w przypadku spotkań biznesowych, organizowanych w różnych miejscach i o różnej tematyce. Dopóki przedsiębiorcy będą na nie jeździli, tak długo są potrzebne. Ważne jest też przełamanie uprzedzeń na styku przedsiębiorcy – politycy. Nie ma dobrych i skutecznych regulacji w gospodarce bez wspólnej dyskusji polityków, naukowców i przedsiębiorców. Poza tym dla biznesu ważne są kontakty bezpośrednie. Chociaż mamy Internet, to kontrakty w londyńskim City nadal podpisywane są w czasie spotkań osobistych. I na spotkaniach takich jak EKG w Katowicach przedsiębiorcy cenią sobie to, że mogą ze sobą rozmawiać, nawet bardziej niż to, że mogą posłuchać dyskusji. Choć te ostatnie naprawdę bywają pasjonujące.
Tematem obowiązkowym każdego forum biznesowego jest zwiększenie konkurencyjności gospodarki Europy. O kryzysie rozmawiamy już piąty rok. Kilka dni temu Jens Weidmann szef banku centralnego Niemiec powiedział, że kryzys w Europie może potrwać jeszcze dekadę. Zgadza się pan z nim?
Nie wiem czy aż tyle, ale na pewno to potrwa. Jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego pojechałem w 2010 roku do Davos. Byliśmy po trudnym roku 2009, gdy spadek produktu krajowego w krajach nadbałtyckich, wynosił ok 20 procent. Ale wielu uważało, że kryzys już mamy za sobą, bo finanse publiczne w znaczących gospodarczo krajach świata stabilizowały się. Najbardziej jednak obawiano się wtedy stagnacji. Rok później, na Davos'2010, okazało się, że nie tylko nie wypracowaliśmy strategii wychodzenia z zastoju, ale że mamy inne pilne problemy, a zwłaszcza załamanie finansowe krajów Europy Południowej. Teraz z kolei wracamy do dylematu sprzed trzech lat: jak zapobiec stagnacji, jak doprowadzić do takiego wzrostu gospodarczego w poszczególnych krajach byśmy nie tracili miejsc pracy. Bezrobocie ludzi młodych w Hiszpanii i Grecji przekroczyło już bowiem 50%. Według przewidywań strefa euro w tym roku nawet skurczy się nieco, o 0,4%, zaś bezrobocie wzrośnie. Wyjście z kryzysu jest więc nadspodziewanie trudne.
A co z samą strefą euro?