Gwałtownie wyhamowały także inwestycje samorządów, bo niebezpiecznie wzrosło ich zadłużenie. Projekty łupkowe są niezwykle obiecujące, ale wymagają jeszcze wielu badań i udogodnień administracyjnych. To spowolnienie w inwestycjach – tak publicznych jak prywatnych – widać już w danych Eurostatu. Polska w unijnym zestawieniu spada. W 2012 r. z kwotą 73,9 mld euro byliśmy na miejscu 12. wobec 10. rok wcześniej. A eksperci są zgodni – w naszym punkcie rozwoju i przy naszym potencjale wydatki na rozwój powinny być znacznie wyższe.

Rząd zrobił wczoraj krok w dobrym kierunku zatwierdzając program drogowy przewidujący tylko w tym roku przetargi za niemal 36 mld zł. Ale szansą na rozgrzanie inwestycyjnego boomu są także m.in. projekty związane z odnawialnymi źródłami energii (OZE). Same tylko te dotyczące farm na Bałtyku opiewają na 80–100 mld zł do 2030 r. To gigantyczne pieniądze. Pieniądze, co ważne, prywatne, a nie wysupływane z budżetu.

Tymczasem rządowa strategia dla OZE powstaje od prawie trzech lat. Czekają inwestorzy zainteresowani produkcją prądu z biomasy, budową elektrowni wodnych, wiatraków na lądzie i na morzu.

A że czekać wiecznie nie będą, pokazują przykłady kolejnych zarzucanych projektów. Nie dalej jak w poniedziałek pisaliśmy w „Rz", że jedna z firm rozważa rezygnację z morskich przedsięwzięć za ok 5,5 mld zł. Wiadomo, że tego typu inwestycje wymagają wsparcia. Tak się dzieje na całym świecie. W Niemczech, Francji czy Szwecji wynosi ono ok. 15 eurocentów/kWh. A w Wielkiej Brytanii nawet 25 eurocentów. Można dyskutować, jakie ma być u nas. Ale czas na decyzje. Chodzi po prostu o jasne reguły gry.