Chodzi o propozycje reguły wydatkowej oraz o przesunięcie części aktywów z OFE do ZUS. Reguła wydatkowa w uproszczeniu mówi, że wzrost wydatków całego sektora finansów publicznych w kolejnym roku nie może przekroczyć średniego tempa wzrostu nominalnego PKB z minionych ośmiu lat, z ewentualną korektą w dół o 2 procent, jak deficyt albo dług są duże.
Ta reguła ma zastąpić obecną, według której po przekroczeniu relacji długu publicznego do PKB w wysokości 55 procent trzeba zrównoważyć budżet. A przesunięcie aktywów do OFE spowoduje jednorazowe sztuczne obniżenie oficjalnego długu publicznego i taki sam wzrost ukrytego długu w ZUS. Ekonomiści będą się zażarcie kłócić, jak te decyzje wpłyną na wzrost gospodarczy, na stabilność finansów publicznych, na bezpieczeństwo emerytur. Taka dyskusja bardzo będzie pasowała ministrowi Sami Wiecie Któremu, bo w tej kakofonii głosów zniknie sedno sprawy.
Otóż gdyby jednocześnie nie dokonano operacji skoku na OFE i zamiany obecnych reguł ostrożnościowych na regułę wydatkową, to wówczas koszty polityczne i społeczne polityki uzdrawiania finansów publicznych po kilku latach potężnego zadłużania się spadłyby na obecny rząd. Bo musiałby zrównoważyć budżet w 2015 roku, czyli w roku wyborczym, co doprowadziłoby do głębokiej recesji.
Wówczas obecni decydenci, którzy nie załapią się na stołki w Brukseli, ponieśliby dramatyczne konsekwencje takiej polityki w wyborach do Sejmu. Ale dzięki kreatywności ministra Sami Wiecie Którego skok na OFE spowoduje sztuczne, jednorazowe obniżenie oficjalnego długu publicznego (o tyle samo wzrośnie ukryty) i jednocześnie, zamiast ograniczać deficyt, jedyne, co rząd będzie musiał zrobić w 2015 roku, to ograniczyć tempo wzrostu wydatków do około 4 procent.
To dlatego, że ten ośmioletni ogon nominalnego wzrostu PKB, z którego liczy się średnią do limitu wzrostu wydatków, obejmuje okresy wysokiego wzrostu nominalnego PKB. Czyli zamiast cięć wydatków, które musiałyby nastąpić w obecnym stanie prawnym, będzie ich dalszy wzrost w roku wyborczym, co w przypadku prawdopodobnej dłuższej stagnacji polskiej gospodarki może powodować dalszy wzrost deficytu i długu publicznego.