Nie chodzi nawet o to, że Boeing potraktował Lot fatalnie. I, że szefowie Boeinga już nie pamiętają pod jaką presją polityczną ze strony firm i rządów europejskich, polski przewoźnik twardo zdecydował, że zamówi dreamlinery, a nie któryś z modeli Airbusa.
Nie było wtedy łatwo. W grudniu 2002 r. Polska była jeszcze kandydatem ubiegającym się o członkostwo w Unii Europejskiej i w ramach dostosowywania się do funkcjonowania we wspólnocie wydawało się, że nasze firmy powinny przyłożyć się do wzmocnienia europejskiej gospodarki. LOT z błogosławieństwem ówczesnego premiera, Marka Belki postawił jednak wówczas na Amerykanów i najnowocześniejszy samolot na świecie. Czy to był dobry wybór? Zdecydowanie tak, chociaż pojawiają się wątpliwości, czy mimo ogromnych opóźnień, Boeing pod presją przewoźników nie pospieszył się zbytnio z dostarczeniem maszyn właścicielom, w tym naszemu Lotowi. Jednocześnie wiadomo, że przełomowe innowacje, a taką jest właśnie dreamliner, zawsze są narażone na niedoróbki i konieczność wprowadzenia modyfikacji. Nie inaczej przecież było z superjumbo - Airbusem 380, także projektem spóźnionym, wielokrotnie poprawianym, a za opóźnienia i defekty Airbus musiał płacić klientom. Tylko same Emirates otrzymały z tego tytułu od Airbusa 110 mln dolarów odszkodowania.
Nie ma co teraz zastanawiać się czy było warto. Można jednak wyciągnąć wnioski na przyszłość. I to bardzo bliską.
Polska jest dzisiaj jednym z niewielu krajów w Europie, które prowadzą rewolucyjną modernizację swojej armii i jej uzbrojenia. W każdym z przetargów występują amerykańskie potęgi powiązane z Boeingiem jeśli nie kapitałowo, to przynajmniej wielkimi kontraktami. Te potęgi teraz nie ukrywają, że postępowanie Boeinga wobec malutkiego Lotu bardzo je niepokoi. Że arogancja koncernu z Chicago może zaszkodzić ich szansom na wielomilionowe kontrakty w Polsce. Wiadomo, że ze swojej strony starają się wywrzeć naciski. To dlatego właśnie postawa Boeinga wobec LOT-u, który musiał porywać się na wynajmowanie kancelarii prawnej budzi zdumienie. Pieniądze, jakich chce od Amerykanów Lot nie mogą być problemem wobec miliardów dolarów przelewających się przez konta Boeinga. Chodzi więc o coś innego. O co? Oficjalnie nie bardzo wiadomo.
Dlatego właśnie decydujący o tym kto dostanie w Polsce zbrojeniowe konfitury powinni się teraz dobrze zastanowić i spojrzeć na sytuację całościowo, zobaczyć co i z kim można i warto ugrać. Nie dbać wyłącznie o interesy jednej branży, czy wręcz niewielkiej grupy firm, ale spojrzeć na strategiczny polski interes.