Zmiany muszą być drastyczne

Doszliśmy dziś do momentu, w którym nie wystarczą podregulowania systemu. Potrzebne są głębsze - systemowe - mówi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa

Publikacja: 06.09.2013 07:00

Zmiany muszą być drastyczne

Foto: Fotorzepa, Andrzej Bogacz Bogacz Andrzej

Co oznacza zmiany we władzach Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa?

Oprócz mnie, do władz PZPB wszedł nowy wiceprezes, pan Rafał Sebastian Bałdys Chcemy szerzej zająć się reprezentowaniem branży, nie tylko dużych firm budowlanych, ale także i tych mniejszych, nie pomijając oczywiście organizacji związkowych takich jak Polski Związek Firm Deweloperskich czy Związek Pracodawców Branży Usług Inżynieryjnych, którzy są naszymi członkami.  Reprezentujemy około 80podmiotów, łącznie około 70 proc. potencjału  branży budowlanej w Polsce. I będziemy się starać dalej konsolidować branże. Dziś do dyskusji z administracją potrzebne są silne podmioty społeczne.

Małe i średnie firmy związane z branżą budowlaną nie miały dotąd silnego wsparcia w zakresie reprezentowania ich interesów w relacjach z administracja rządową.  Duże firmy, z reguły z kapitałem zagranicznym mają wsparcie swoich właścicieli, w tym finansowe, co pozwala im łatwiej przetrwać kryzys w branży budowlanej.

Jakimi problemami zajmie się Pan w pierwszej kolejności?

Przede wszystkim trzeba znaleźć rozwiązania systemowe. Będziemy zajmować się nie tylko   budownictwem infrastrukturalnym ale i kubaturowym. Nie da się ukryć, że nie ma  szans na  przyznanie dotacji unijnych na podobna skalę jak dotąd po 2020 roku.  Muszą zatem rozwijać się także inne obszary budownictwa niż infrastruktura. Zakładamy, że rozwijać będzie się budownictwo mieszkaniowe. Szacunki wskazują, że w Polsce brakuje kilkuset tysięcy mieszkań.  Nawet w czasach sprzed kryzysu nie  doszliśmy o do poziomu boomu z  czasów późnego Gierka.

A zatem wracając do początku – doszliśmy dziś do momentu, w którym nie wystarczą podregulowania systemu. Potrzebne są głębsze - systemowe.

Problemy systemowe czyli jakie?

To na przykład konieczność odpolitycznienia i umocnienia  roli prezesa Urzędu Zamówień Publicznych. Obecnie jest on mianowany przez premiera. Może dlatego  w jego działaniach brakuje krytycznego podejścia do działań organów administracji  czy podmiotów realizujących zamówienia publiczne , to jest na przykład Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad czy PKP Polskie Linii Kolejowych S.A.

Prezes  UZP powinien  nadzorować  i analizować  orzeczenia wydawane przez Krajowe Izby Odwoławcze i w sprawach wątpliwych z urzędu kierować  je do  Sądów Okręgowych. Tymczasem obecnie takich spraw jest zaledwie  około 20 rocznie.  Przykładem zaniedbania jest na przykład sytuacja, w której KIO wielokrotnie orzekło odmiennie   od pisemnej interpretacji Prezesa UZP w kluczowej kwestii posługiwania się cudzymi referencjami. Interpretacja do tej pory wisi na stronie internetowej UZP i mimo tego Prezes UZP nie podjął decyzji o skierowaniu sprawy do Sądu Okręgowego.

Trwają  prace  na nowym prawem zamówień publicznych, w tym nad postulowaną przez   biznes definicją rażąco niskiej ceny.

Ostatnia nowelizacja ma zmienić to na „cenę  wydają się zbyt niską". Zgodnie z najnowszymi planami to na oferentach będzie ciążył obowiązek udowodnienia, że są  w stanie  zrealizować inwestycje za proponowana cenę,  spełniając normy jakościowe  wymagane przez zamawiającego, płacąc pracownikom nie mniej niż wynosi stawka minimalna i zamawiając materiały po cenach rynkowych.  To zmiana w dobrym kierunku,   utrudni niewątpliwie zaniżenie cen firmom, które chcą wejść na  polski rynek i są gotowe  nawet w to zainwestować, czyli dołożyć  do realizacji kontraktu z własnych pieniędzy. Ale zwracam uwagę na praktykę – zamawiający otrzyma instrument, z którego powinien aktywnie korzystać.

Kolejne przetargi to wciąż walka na cenę?

Presja cenowa jest ogromna  i cały czas rośnie. Cały czas na naszym rynku pojawiają się nowe firmy z innych krajów, którym zależy na kontraktach.  Wiele kończących się kontraktów lub już zakończonych w ostatnim czasie zakończyło się stratą. Jeżeli ceny będą dalej zaniżane  to  kolejne firmy znajdą się nad przepaścią i pewnie w nią spadną. Nikt się nie chwali  do jakiej inwestycji musiał dołożyć a zwłaszcza ile, ale  jest ich sporo, a kwoty idą w miliardy. Dodatkowo  spadły obroty firm. Muszą wzrosnąć jeżeli mają one przetrwać.  Ograniczenie presji cenowej  jest jednym z najbardziej palących   problemów.

Jak poprawić sytuacje branży?

Nie ma gotowej recepty. Zmiany muszą być drastyczne i na pewno będą trudne. Konieczne jest rozpoczęcie dialogu pomiędzy  biznesem a administracją. Na razie ta ostatnia konsekwentnie takiego dialogu unika, a mówienie, że nie ma kryzysu bo część firm nie upadła przypomina retorykę generała Jaruzelskiego, który mówił, że  stan wojenny nie był taki zły bo wiele milionów Polaków przeżyło.  Obie strony mają wiedzę, doświadczenie i powinny   się nimi wymienić by uzdrowić sytuację.

Udało się to anglikom w latach 90. Powstała instytucja zbierająca  i propagująca dobre wzorce i m.in. to pozwoliło im zwalczyć kryzys w branży budowlanej.  My musimy wypracować własne rozwiązania, które będą  dopasowane do specyfiki naszego rynku.

Konieczne jest wypracowanie wzorów dokumentacji przetargowych łącznie z  umowami, obecnie nie dość, że PKP PLK i GDDKiA mają odmienne standardy to jeszcze umowy na poszczególne inwestycje realizowane przez GDDKiA się od siebie nieraz istotnie różnią.

Dyskusja  nad stworzeniem wzrostu umowy  trwa od lat

Prezes Urzędu Zamówień Publicznych  od 2004 roku ma prawo  opracować taki wzór. Do dzisiaj żaden nie powstał. Zapisy takiej umowy to nie jest jednak coś co można w łatwy i szybki sposób wynegocjować.  Można by je narzucić odgórnie, ale to też nie jest dobre rozwiązanie.

Sytuacja wydaję się patowa.

Stopniowo można wypracować  rozwiązanie.  Najważniejsze jednak by zamawiający wiedział  komu chce zlecić kontrakt, czyli firmie z jakim potencjałem kadrowym i sprzętowym i  miał instrumenty by sprawdzić czy firma która się zgłasza do realizacji kontraktu taki potencjał ma.  To że firma ma potencjał we Włoszech  czy w Irlandii  i zbudowała tysiące kilometrów autostrad, wcale nie znaczy że ma ten potencjał na naszym rynku i poradzi sobie z realizacją takiej inwestycji na naszym podwórku.

Wybiera się największych ryzykantów a nie najlepszych wykonawców.

Wydaje się, jednak, że wiele rzeczy idzie w pożądanym przez branże kierunku. Np. przyznanie  wykonawcom zaliczek.

Kierunek jest dobry, zobaczymy jak  to będzie wyglądało w praktyce. Szkoda jednak że taka decyzja zapadła tak późno, naszym zdaniem co najmniej o trzy lata za późno. Gdyby zaliczki pojawiły się wcześniej można było uniknąć kryzysu w branży. Branża wielokrotnie w minionych latach postulowała o wprowadzenie tego instrumentu. Tymczasem jedna trzecia firm które upadły w ostatnim czasie to firmy z branży budowlanej.

A odejście od  kryterium ceny jako jedynego kryterium oceny ofert w przetargu?

Teraz liczy się tez jak najkrótszy czas  realizacji prac i  jak najdłuższy okres gwarancji. To krok w złym kierunku, który będzie sprzyjał ryzykantom.     Co będzie szkodziło firmie z Chin dać 20 letni okres gwarancji, jak za chwilę może jej nawet nie być już na naszym rynku, tak ja kto się stało z COVEC'iem?

Według jakich kryteriów w takim razie powinno się rozstrzygać przetargi?

Jeśli chodzi o roboty budowlane to w 100 proc. cena. Pod warunkiem jednak, że  do postępowania dopuszczone są  tylko firmy które są stanie zrealizować zamówienie, co zostało przez zamawiającego  sprawdzone, zweryfikowana została cena i dostarczony został dobry projekt budowlany.

Branża postulowała o projekty w systemie  projektuj i buduj, a teraz z Pana słów wynika, że korzystniejsze są projekty „buduj".

Rozstrzygając przetarg na projektowanie nie można posługiwać  się ceną jako jedynym kryterium. To  usługi intelektualne, w ocenie trzeba uwzględnić tez doświadczenie, koncepcje, metodykę etc.  System projektuj i buduj sprawdzi się w zasadzie tylko w  inwestycjach realizowanych w ramach partnerstwa publiczno  - prywatnego, w której inwestor jest odpowiedzialny za inwestycje przez kilkadziesiąt lat po jej zakończeniu i przez czas trwania koncesji będzie na niej zarabiał. Ewentualnie przy realizacji instalacji przemysłowych – tak to było pomyślane w FIDICu.

Jaki jest największy problem   branży budownictwa kubaturowego?

Banki,  które niechętnie  udzielają kredytów. To pokłosie problemów firm zajmujących się  budowa infrastruktury. Oczekują wysokiego zabezpieczenia co utrudnia dostęp do pieniądza.

Rozmawiała: Agnieszka Stefańska

Co oznacza zmiany we władzach Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa?

Oprócz mnie, do władz PZPB wszedł nowy wiceprezes, pan Rafał Sebastian Bałdys Chcemy szerzej zająć się reprezentowaniem branży, nie tylko dużych firm budowlanych, ale także i tych mniejszych, nie pomijając oczywiście organizacji związkowych takich jak Polski Związek Firm Deweloperskich czy Związek Pracodawców Branży Usług Inżynieryjnych, którzy są naszymi członkami.  Reprezentujemy około 80podmiotów, łącznie około 70 proc. potencjału  branży budowlanej w Polsce. I będziemy się starać dalej konsolidować branże. Dziś do dyskusji z administracją potrzebne są silne podmioty społeczne.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację