Kawaleryjskie tradycje

W ostatniej chwili dzielnym amerykańskim senatorom i kongresmenom udało się uchronić USA przed technicznym bankructwem.

Publikacja: 18.10.2013 06:52

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC Polska.

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC Polska.

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Byłoby to nie lada osiągnięciem – doprowadzić do niewypłacalności kraj, który musi wprost bronić się przed kolejką chętnych do udzielania mu kredytu i który w dodatku sam drukuje w dowolnych ilościach pieniądze, którymi może spłacać swoje zadłużenie.

Tradycje kawalerii Stanów Zjednoczonych, która (jak wiedzą wszyscy miłośnicy westernów) nigdy nie przybywała z odsieczą wcześniej niż w ostatnim momencie, są jednak wciąż żywe. Porozumienie pozwalające uniknąć niewypłacalności osiągnięto więc tuż-tuż przed katastrofą. I zgodnie z praktyką Hollywood, w momencie zakończenia obecnego dreszczowca, przygotowano już grunt do jego sequelu w lutym, gdy tylko obecne porozumienie wygaśnie.

Kilka miesięcy temu pisałem, że „europejski kryzys zadłużeniowy" zbliża się powoli do końca, a następny w kolejce będzie „kryzys amerykański". Obu określeń używam w cudzysłowie. Bo w obu przypadkach chodzi o kryzysy, do których wcale nie musiałoby dojść, gdyby w grę wchodziły czysta ekonomia i czysty, zdrowy rozsądek.

Ameryka i Europa przeżywają w gruncie rzeczy dokładnie te same problemy finansowo-gospodarcze – tyle że każdy z tych wielkich obszarów Zachodu robi to na swój własny, specyficzny i niepowtarzalny sposób.

Jeśli w USA spekulacyjną bańkę wyhodowano, udzielając hojną ręką kredytów hipotecznych osobom, które nie miały prawa ich otrzymać (tzw. ninja – no income, no job, no assets), to w Europie podobny efekt udało się uzyskać, nie kontrolując zadłużania się części krajów. Jeśli w USA, zgodnie z ich powszechnie znanymi wolnorynkowymi tradycjami, ukryciem ryzyka związanego z tego typu transakcjami zajęły się prywatne banki inwestycyjne – to w strefie euro rzekomych gwarancji bezpieczeństwa udzielały Niemcy (a przynajmniej tak się wszystkim wydawało). Jeśli w USA po wybuchu kryzysu stwierdzono, że nia ma innego wyjścia jak ratowanie banków za pieniądze podatników, to w Europie w podobny sposób zaczęto zaraz ratować zadłużone rządy.

Amerykę i Europę różniła jednak dotąd jedna rzecz. Od chwili wybuchu kryzysu podstawowe decyzje dotyczące polityki gospodarczej podejmowano w USA w sposób gładki, sprawny i bezkonfliktowy. Ratujemy potencjalnych bankrutów? Jedno pstryknięcie palcem i problem jest rozwiązany. Zwiększamy gigantycznie deficyt budżetowy? Jeden lunch sekretarza skarbu z prezesem Fedu i bank centralny drukuje tyle pieniędzy, ile na rynku potrzeba, aby rząd mógł bez przeszkód sprzedać swoje obligacje.  W tym samym czasie w Europie trwały niekończące się kłótnie. Niemcy nie byli w stanie porozumieć się z Hiszpanami i Włochami, Europejski Bank Centralny nie wiedział, czy powinien drukować pieniądze, czy nie, Francuzi przerzucali się w nastrojach, Brytyjczycy grali swoją własną grę. W ten sposób udało się doprowadzić do „europejskiego kryzysu zadłużeniowego" – bo ileż lat można trzymać rynki w niepewności, nie podejmując decyzji?

Wygląda na to, że Amerykanie pozazdrościli Europie jej niepowtarzalnego stylu. I że kolejne miesiące będą upływać na niekończących się waszyngtońskich sporach i braku jasnych decyzji. A to może uczynić wizję „amerykańskiego kryzysu" całkiem realną.

Witold M. Orłowski

Byłoby to nie lada osiągnięciem – doprowadzić do niewypłacalności kraj, który musi wprost bronić się przed kolejką chętnych do udzielania mu kredytu i który w dodatku sam drukuje w dowolnych ilościach pieniądze, którymi może spłacać swoje zadłużenie.

Tradycje kawalerii Stanów Zjednoczonych, która (jak wiedzą wszyscy miłośnicy westernów) nigdy nie przybywała z odsieczą wcześniej niż w ostatnim momencie, są jednak wciąż żywe. Porozumienie pozwalające uniknąć niewypłacalności osiągnięto więc tuż-tuż przed katastrofą. I zgodnie z praktyką Hollywood, w momencie zakończenia obecnego dreszczowca, przygotowano już grunt do jego sequelu w lutym, gdy tylko obecne porozumienie wygaśnie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację