Sekretarz generalny OECD mówi nawet wprost, że w imię ochrony klimatu diesle trzeba obłożyć wyższymi podatkami. Te słowa to woda na młyn dla ministrów finansów. Zapewne powołają się na nie przy podnoszeniu akcyzy na olej napędowy.
A jeszcze nie tak dawno wiadomo było powszechnie, że choć auta z silnikami wysokoprężnymi są droższe, to rekompensuje to ich znacznie mniejszy apetyt na paliwo. Już w czasach przed Internetem wiadomo było, że przy średnim rocznym przebiegu ok. 10 tys. km realne oszczędności nadchodziły po jakiś 5-6 latach. W epoce netu pojawiły się nawet specjalne kalkulatory.
Tyle że obecny kryzys te kalkulacje przekreślił. Na przestrzeni ostatnich trzech lat stało się coś, co wydawało się niemożliwe. Właściciele diesli z niedowierzaniem przecierali oczy podjeżdżając na stacje. Różnica około złotówki na litrze zaczęła się gwałtownie kurczyć.
Aż stało się to, co wydawało się nie do pomyślenia: „ropa" przeskoczyła benzynę. Od tego roku ceny się mniej więcej zrównały. Ale takie głosy, jak ten najnowszy z OECD wskazują, że ci, którzy liczyli na powrót tańszego diesla, srodze się zawiodą.
Nasuwa się skojarzenie z najróżniejszymi promocjami, choćby produktów finansowych. Jak już złowili wystarczająco dużo naiwnych to teraz będą ich wyciskać jak cytrynę.