Orzechy w czekoladzie. Drobiazg do schrupania w pracy. Na kasie w sklepie wyświetla się 7,89 zł. Że ile??? Przecież na półce jest 6,85. Różnica: 1,04 zł. Ktoś powie – tylko złotówka, ale to przecież ponad 15 proc.! To tak jakbyśmy za bak paliwa zapłacili ok. 265 zł zamiast ok. 230.
Mówię kasjerce. Musi zobaczyć na półce. Idę z nią. Wzrok całej kolejki jednoznaczny. Doskonale rozumiem. Sam w podobnej sytuacji mam dalekie od chrześcijańskiego miłosierdzia myśli pod adresem takiego delikwenta. Ale oczywiście jak już ktoś się zorientuje, to nie odpuszcza – bo z jakiej racji.
Kasjerka zdejmuje papierowe cenówki z półek. Wracając mijamy kierownika sklepu. Pani bez słowa, ale ze znaczącym spojrzeniem, pokazuje mu etykietki. Przy kasie zwraca różnicę. Wtedy przypominam sobie, że wczoraj kupiłem takie same orzechy. Przypadkiem mam paragon. W sumie odzyskuję 2,08 zł.
Ileż to razy bezsensownie tracili państwo czas - przy kasie, bo taka sytuacja dotyczyła was czy kogoś przed wami, komu nie zgadzała się cena towaru z chyba najodleglejszej od kasy półki w hipermarkecie. Albo też - czekając w kolejce do punktu obsługi klienta, a potem jeszcze na to, że ktoś z działu przyjdzie na wezwanie przez głośniki, weźmie towar, pójdzie poszukać TEJ półki, wróci, stwierdzi, że np. takiego towaru nie znalazł i musicie dreptać z nim przez cały sklep.
Badania opinii konsumentów pokazują, że bardzo nie lubimy być zaskakiwani wyższą ceną przy kasie. Dlatego sklepy, przynajmniej oficjalnie, przy takich okazjach okazują skruchę. Bo choć to dla nich 5, 10 czy 15 proc. zarobku ekstra, to jednak straty wizerunkowe nie są tego warte.