Zamieszki, protesty i rosnące tarcia społeczne w ostatnich miesiącach to nie tylko efekt napięć etnicznych i pokoleniowych. To jeden z efektów ubocznych pandemii Covid-19, która wywołała niespotykaną od II Wojny Światowej skalę recesji. A ta dotyka szczególnie młodych. Wybuchowa mieszanka kryzysu gospodarczego i młodości może doprowadzić do radykalizacji poglądów politycznych i pchnąć świat w niebezpiecznym kierunku.
Na początku lipca pod jednym z najbardziej prestiżowych apartamentowców na Manhattanie, gdzie swoje nieruchomości mają najbogatsi nowojorczycy, wybuch protest. Miał zwrócić uwagę na sytuację pracowników podstawowych (m.in. transportu, usług czy handlu), którzy nie mogli ubiegać się o pomoc państwową czy stanową, przyznawaną za utratę pracy lub dochodów w czasie pandemii. Ponad połowa z nich to nowojorscy imigranci. Kiedy spojrzeć na szacunki kwietniowe okaże się, że 9 na 10 z nich padło ofiarą kryzysu pandemicznego. Jasne jest, dlaczego to właśnie oni pikietowali.
Ale to były już tylko echa tego, co działo się w USA w maju i czerwcu. Śmierć Afroamerykanina George'a Floyda w wyniku brutalnego zatrzymania przez policję pokazały prawdziwą skalę frustracji i niezadowolenia w USA. I choć demonstracje spod znaku Black Lives Matter rozpoczęły się na tle rasowym, to ich skala i zasięg nie byłyby tak silne bez wyraźnych bodźców wywołanych nierównościami społecznymi i ujściem emocji po lockdownie. Te właśnie bodźce są wspólnym mianownikiem dla wszystkich kolejnych demonstracji, które przetoczyły się przez świat w ostatnich miesiącach.
Niemcy - najpierw Stuttgart, potem Frankfurt nad Menem. Ludzie rozbijali szyby, rzucali śmietniki na ulice, plądrowali sklepy. Protesty miały podłoże etniczne i pokoleniowe. Ale... „Koronawirus jest niczym łatwopalny środek" – komentował w rozmowie z Deutsche Welle dr Stefan Luft z Uniwersytetu w Bremmie, stawiając podobną tezę. Tu nie chodzi tylko o kolor skóry.
W Serbii czy Senegalu protestowano przeciwko wprowadzeniu godziny policyjnej. W Hiszpanii protestowali medycy, żądając poprawy warunków pracy. W Madrycie kilkuset kierowców sparaliżowało całe miasto, a w Korei Południowej protestujący kontestowali dystans społeczny, noszenie maseczek oraz restrykcje wynikające z reżimu sanitarnego. Z kolei w Sztokholmie mieszkańcy sprzeciwiali się szwedzkiej liberalnej strategii walki z koronawirusem, co miało wpływ na wzrost zachorowań i śmiertelności. W Rzymie na początku września protestowano przeciwko „dyktaturze sanitarnej", negując w ogóle istnienie pandemii.