W pierwszej zwrotce Alicja Majewska śpiewa bowiem tak: „być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie... Być kobietą, być kobietą – oszukiwać, dręczyć, zdradzać, nawet gdyby komuś miało to przeszkadzać".
Te wyobrażenia małej dziewczynki o kobietach panowie chyba mocno wzięli sobie do serc i jeszcze mocniej się ich przestraszyli. Udział kobiet w zarządach banków nie przekracza 14 procent. Prezesem jest tylko jedna. Najgorsze jednak jest to, że przy obecnym tempie awansów osiągnięcie parytetu, o którym tak głośno w ostatnich czasach się mówi, czyli czterdziestoprocentowego udziału, zajmie okrągłe 100 lat. Śmiało mogę więc stwierdzić, że nie doczeka tego nikt z obecnych członków dzisiejszych zarządów banków.
W zarządach największych 17 banków zasiada ponad 120 osób, kobiet jest zaledwie 17. Co ciekawe, większą reprezentację mają obcokrajowcy. Są oni nawet prezesami banków. A zdobycie takiego stanowiska wcale nie jest proste, bo Komisja Nadzoru Finansowego wymaga od osoby je piastującej biegłego posługiwania się językiem polskim.
Mimo tych obostrzeń łatwiej karierę w bankach robić obcokrajowcom niż rodowitym Polkom. Dziesięć lat temu w zarządach kobiety stanowiły 12,4 procent. Dziś ten odsetek wzrósł do 13,7 procent. Czyżby w Polsce nie było kobiet mogących kierować bankami? Nie wierzę.
Mam także nadzieję, że jednak nie pójdziemy śladami Amerykanów i nie dojdziemy do wniosku, że kobiety potrafią świetnie odnaleźć się w bankowości dopiero po 100 latach. Za oceanem szefową banku centralnego USA została Janet Yellen. I jest tym samym pierwszą kobietą na tym stanowisku w stuletniej historii Fed.