Jednym z tematów dzisiejszego szczytu UE-USA ma być umowa o wolnym handlu i przepływie kapitału, znana jako Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP). Paul Krugman, noblista w dziedzinie ekonomii, ocenił niedawno, że ekonomiczne korzyści z tego tytułu będą znikome. Czy te zawiłe negocjacje nie są wobec tego stratą czasu?
Moim zdaniem to porozumienie przyniesie obu stronom wymierne korzyści ekonomiczne. Już dziś wartość dziennej wymiany dóbr i usług między USA i UE sięga 2 mld euro. TTIP tę wartość z pewnością podbije. Szacuje się, że PKB Unii Europejskiej zwiększy się o około 120 mld euro rocznie, zaś PKB Stanów Zjednoczonych o około 90 mld euro rocznie. Nie wolno zapominać, że to porozumienie ma na celu nie tylko zniesienie ceł, ale przede wszystkim zlikwidowanie pozataryfowych barier w handlu, związanych na przykład z niejednolitymi normami dopuszczania produktów na rynek i przepisami dotyczącymi zamówień publicznych. Nie ma wątpliwości co do sensu takiej umowy. Wyzwaniem jest jednak to, że Waszyngton zaangażowany jest obecnie nie tylko w negocjacje z UE. Prowadzi bowiem bardziej zaawansowane rozmowy na temat transpacyficznego porozumienia o wolnym handlu.
W Europie żywe są obawy, że na zniesieniu barier zyskają w szczególności amerykańskie firmy, które są bardziej konkurencyjne niż europejskie ze względu na niższe ceny energii w USA. Te obawy są uzasadnione?
Niskie koszty energii w USA będą atutem dla amerykańskich firm niezależnie od tego, czy umowa o wolnym handlu zostanie zawarta, czy nie. Umowa może natomiast sprawić, że z niskich cen energii skorzystają także te europejskie spółki, które obecnie z powodu rozmaitych barier nie mogą inwestować w USA.
TTIP najprawdopodobniej nie zniesie wszystkich ceł i innych barier w handlu transatlantyckim. Czy to nie otworzy drzwi do rozdawania przez polityków przywilejów wybranym sektorom, a w efekcie do wzmożonego lobbyingu rozmaitych grup interesu?