Tusk chce w ramach UE zbudować grupę zakupową, która wynegocjuje z Gazpromem korzystniejsze warunki zakupu gazu. Korzystniejsze głównie dla Polski i innych odbiorców, których Moskwa traktuje jak dojne krowy. Sęk w tym, że Niemcy już korzystają z promocyjnych zakupów u Rosjan i nie mają motywacji do zmiany status quo. Tym bardziej że tańszy gaz to dla przemysłu chemicznego i energetyki za Odrą ważny element przewagi konkurencyjnej. Mało prawdopodobne, by europejska grupa zakupowa wynegocjowała z rosyjskim monopolistą korzystniejsze warunki niż te, które Niemcy już mają. Gazprom będzie przecież jak lew bronił swoich przychodów z eksportu.
Rosjanie już zinterpretowali polski projekt jako wrogie posunięcie. „Europejska unia przeciw Rosji" – tak tamtejszy portal Gazeta.ru zatytułował artykuł o propozycji Tuska. I ustami szefa rosyjskiej Fundacji Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego skrytykował go jako „niecywilizowany" i „sprzeczny z wartościami europejskimi". Nie ma wątpliwości, że Moskwa użyje wszelkich wpływów, by unię energetyczną storpedować. Dlatego tak ważne są determinacja i długoterminowe działanie polskich polityków. To projekt nie na najbliższe tygodnie czy miesiące, ale lata.
Przed wyborami europejskimi determinacji nie zabraknie – dla Tuska to jeden z kluczowych elementów kampanii wyborczej. Ale co potem? Istnieje ryzyko, że unia energetyczna z czasem spadnie z agendy i podzieli los wielu porzuconych inicjatyw oraz obietnic premiera i jego partii. Unia może mieć pod górkę nie tylko z powodu obaw Niemiec i oporu Rosji.