Trudno się z takim werdyktem nie zgodzić. Potwierdzają go nie tylko wszelkie dane statystyczne, ale też – jeśli nie zawodzi nas pamięć – obserwacja otaczającej rzeczywistości. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję tylko wskaźnik najważniejszy – dynamikę PKB w Polsce i bratnich krajach. Przyjmując punkt startu, czyli rok 2004, za 100, najwyższa dynamika jest na Słowacji i w Polsce – 149 (średnie roczne tempo 4,1), średnia w Czechach – 127 (2,5), a najniższa na Węgrzech 109 (0,8).
Na bieżącą sytuację gospodarczą zawsze jednak pracuje przeszłość. W naszym przypadku był to katastrofalny stan niezreformowanej gospodarki w końcówce lat 80. i bardzo efektywne reformy lat 90. (w istocie nieco osłabia to ocenę korzyści z akcesji, gdyż to nie tyle Unia zapewniła nam szybki wzrost, ile sami dzięki ciężkiej pracy wykorzystaliśmy możliwości, jakie daje integracja europejska). Węgry z kolei miały najlepszą, najbardziej rynkową gospodarkę w całym demoludzie. Gdzieś do 2005 r. rozwijały się bardzo dobrze, aż socjaliści postanowili wszystko rozwalić tak dokumentnie, że kraj ten będzie odbudowywał się przez długie lata, w czym uczestnictwo w Unii wiele nie pomaga. Czechy jak zwykle były pośrodku (gdyby w Sèvres pod Paryżem chciano umieścić wzorzec średniej statystycznej, to proponuję model Czech).
W strasznej sytuacji była natomiast gospodarka słowacka: przez lata niekompletna, bo stanowiąca część (gorszą) scentralizowanej gospodarki czechosłowackiej, w dodatku reformy zaczęły się tam późno i długo biegły powoli. Przekonałem się o tym osobiście podczas pierwszych wakacji w tym kraju w 1992 r. Chciałem podziwiać góry, raczyć się haluszkami oraz wcale dobrym słowackim winem. Niestety, za każdym zakrętem przepięknej doliny czaiła się huta aluminium, czasem jeszcze dymiąca, ale zawsze w stanie rozkładu. A w knajpie trzeba było czekać godzinę na stolik. Na domiar złego zapomniałem wziąć ze sobą korkociąg, a na miejscu okazało się, że kupienie wyrywki jest w nowym państwie niemożliwe (miałem wielką życiową szansę zostania milionerem: gdybym wziął do bagażnika milion korkociągów...). Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero pod koniec lat 90., po odejściu Mečiara. Dla Słowacji, inaczej niż Polski, akcesja nie była zwieńczeniem, ale bodźcem i początkiem ważnych przemian. Tak dobrze przeprowadzonych, że to Słowacja jest dziś głównym symbolem sukcesu.