Setki tysięcy Polaków – zarówno absolwentów uczelni, jak i szkół zawodowych – bez żadnego teoretycznego przygotowania, praktycznie z dnia na dzień stało się wtedy handlowcami. Niektórzy na skalę łóżka polowego na ulicy, a inni, bardziej „światowi", ruszyli po towar za granicę, np. na Daleki Wschód.  Niektórzy z nich taki handel potrafili rozwinąć w poważne biznesy (takie początki ma kilka renomowanych spółek giełdowych, w tym LPP), ale większość zniknęła z rynku. Część uległa ekspansji zachodnich sieci sklepów, ale większość padła ofiarą przekonania, że handel jest łatwy i nie wymaga specjalnej wiedzy.

Mam wrażenie, że takie samo przekonanie ma dziś znaczna część właścicieli e-sklepów. Rozwój internetu sprawił, że dziś można jeszcze łatwiej i taniej niż na początku transformacji zacząć handlowy biznes. I podobnie jak dawni handlarze z łóżek polowych, tak i współcześni przedstawiciele e-commerce zapominają, że biznes wymaga wiedzy. W tym wiedzy o zmieniających się warunkach rynkowych, no i nowych przepisach prawnych. Tymczasem, jak wynika z opisywanego w „Rz" badania, prawie co trzeci polski e-sklep nie wie, że za kilka miesięcy wchodzą w życie regulacje kluczowe dla jego biznesu. Do nowych warunków działania gotowych jest zaledwie 7 proc. wirtualnego handlu – głównie duże firmy, które stać na stałą obsługę prawną. Drobni przedsiębiorcy w e-handlu mogą więc znów ponarzekać na swój ciężki los.

Ale mogą zrobić też coś innego – bardziej zadbać o rynkową i fachową wiedzę, której dziś nie trzeba szukać daleko. Wystarczy kilka kliknięć w internecie, by dotrzeć do biznesowych portali, czy choćby e-wydań „Rz", która stara się być na bieżąco z regulacjami prawnymi. Jednak to wymaga czasu i może rodzić trudne wybory, gdy trzeba poświęcić dla biznesu odcinek „Tańca z gwiazdami"...