Musimy bronić naszej gospodarki w UE

Interesy naszej gospodarki we Wspólnocie nie obronią się same – wskazują przedstawiciele Związku Banków Polskich.

Publikacja: 30.10.2014 07:33

Mieczysław Groszek

Mieczysław Groszek

Foto: Fotorzepa, Andrzej Cynka

Jeśli uświadomimy sobie, że według niektórych źródeł aż 75 proc. naszego prawa powstaje nie na poziomie krajowym, ale na poziomie UE, to musimy uznać ten temat za niezwykle istotny z punktu widzenia naszej gospodarki. Wiele opracowań eksperckich wskazuje, iż aspekt regulacyjno-prawny przesunął się z bardzo dalekiego końca do czołówki czynników, które determinują konkurencję i konkurencyjność.

Złe regulacje mogą więc być dla gospodarki dużym zagrożeniem, dobre – ważnym czynnikiem rozwoju.

Punkt wyjścia

Polskie organizacje biznesowe nie wykorzystują wielu narzędzi i kanałów dotarcia do decydentów unijnych. Oprócz oddziaływania np. poprzez publikacje stanowisk, bezpośrednie kontakty czy zasiadanie w grupach eksperckich istnieją bowiem także specjalne (i łatwe do wykorzystania) narzędzia, jak konsultacje online prowadzone przez Komisję Europejską czy rejestracja w tzw. rejestrze przejrzystości przy KE i Parlamencie Europejskim, z których nasze organizacje korzystają jednak sporadycznie.

Dla przykładu, liczba interesariuszy zarejestrowanych w rejestrze PE, dająca prawo do swobodnego poruszania się po parlamencie i uczestnictwa w odpowiednich komisjach, jest mniejsza niż z Czech.

Niska aktywność polskich przedsiębiorców na forum UE może wynikać z braku możliwości oceny skuteczności różnych instrumentów, a to z kolei z małego doświadczenia na tym polu. Spotykamy się np. w niektórych środowiskach z postawą, wedle której po prostu nie jesteśmy w stanie dużo zrobić w zderzeniu z machiną Unii i jej największych krajów.

Dużych firm jest niewiele i często działają na poziomie unijnym poprzez organizacje branżowe. Natomiast firmy stosunkowo niewielkie w skali europejskiej trudno jest zmotywować do myślenia strategicznego, ponieważ takie podejście, wymagające śledzenia wydarzeń i ich bieżącej analizy, kojarzy im się często ze sporymi kosztami.

W statystykach budżetów przeznaczanych przez poszczególne firmy na obecność w Brukseli, w ogóle nie są odnotowywane polskie organizacje z budżetami powyżej 1 mln euro, podczas gdy średnio dla całej Unii takie organizacje stanowią 17 proc. wszystkich zrzeszeń, ale są także większe. Tych, których budżet wynosi od 1 do 5 mln euro, jest aż 25 proc., ale są nawet takie, których budżety przewyższają 5 mln (6 proc.). Pokazuje to słabość finansową polskich reprezentacji interesów, szczególnie w zderzeniu z krajami takimi jak Niemcy, Wlk. Brytania czy Francja.

Finansowanie przekłada się oczywiście na ważną, z punktu widzenia należytej reprezentacji polskich interesów, kwestię, jaką jest posiadanie biura w Brukseli – może się tym pochwalić zaledwie 4,2 proc. polskich organizacji biznesu, podczas gdy dla całej Unii jest to aż 42 proc. Nie pozostaje to oczywiście bez wpływu na skuteczność naszych organizacji w relacjach z organami unijnymi.

W dyskusji o reprezentacji interesów polskich w UE nie bez znaczenia jest także wymiar pewnej kultury i atmosfery wokół takich działań. Ambiwalentne, łagodnie ujmując, postrzeganie tego typu działań w naszym kraju, przejawiające się m.in. poprzez negatywne konotacje słowa „lobbing", powodują, że środowiska przedsiębiorców po prostu wykazują niechęć do angażowania się w obronę swoich interesów.

To, w dużym skrócie, diagnoza stanu reprezentacji polskich interesów w Unii. A jaka jest przyczyna tego, wydaje się daleko niesatysfakcjonującego, stanu rzeczy?

Rozproszone działania

Instytut Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, ALTERUM Ośrodek Badań i Analiz Systemu Finansowego oraz Centrum Prawa Bankowego i Informacji zorganizowały niedawno seminarium dotyczące reprezentacji polskich interesów w UE. Jeśli chodzi o samą diagnozę, to według powszechnej opinii polskie interesy nie są odpowiednio dobrze reprezentowane w Unii. Swoimi przemyśleniami w tym zakresie na seminarium podzielili się naukowcy, którzy, w przeciwieństwie do wielu powierzchownych opinii, bazowali na wynikach badań empirycznych prowadzonych m.in. w ramach projektu EUROLOB II przez Europejskie Centrum Badań Społecznych.

Wyniki te wskazują, że ok. 30 proc. polskich organizacji zrzeszających przedsiębiorstwa w ogóle nie podejmuje aktywności na szczeblu unijnym, podczas gdy taką działalność na szczeblu krajowym deklaruje 100 proc. z nich. Okazuje się jednak, że nawet te, które deklarują kontakty z instytucjami unijnymi, robią to bardzo rzadko, bo raz, najwyżej dwa razy w roku.

Po pierwsze, widać więc wyraźnie pewien dysonans – organizacje dostrzegają rosnącą rolę organów unijnych i uznają to, że kontakty z instytucjami unijnymi są ważne, dostrzegają także wzrost otwartości i dostępności tych instytucji dla interesariuszy, ale tego niestety nie wykorzystują. Po drugie, nawet jeśli to robią, to ich niska aktywność, na granicy przypadkowości czy akcyjności, podaje w wątpliwość to, czy ich suma tworzy coś, co można nazwać reprezentacją polskich interesów, a co za tym idzie – czy takie podejście może być skuteczne.

Warto przy tym podkreślić, że kontakty polskich organizacji przedsiębiorców z instytucjami unijnymi następują zwykle w ostatniej fazie procesu legislacyjnego, czyli np., gdy dochodzi do debaty w PE lub w Radzie, a nie na wcześniejszych etapach, gdy ustala się agendę legislacji, czy w KE, gdy formułowany jest jej projekt. Gdy przedsiębiorcy uświadomią sobie szkodliwe skutki planowanej regulacji, zwykle dopiero wtedy szukają możliwości dotarcia do eurodeputowanych, aby przestrzec przed możliwymi konsekwencjami.

Taka aktywność jest po prostu spóźniona, a przez to zwykle nieskuteczna. Wielu osobom wydaje się przy tym kontrowersyjna, co często jednak wynika tylko z tego, że aktywność jest podejmowana dosyć późno w procesie legislacyjnym. Takiego problemu nie ma w sytuacji, gdy pracuje się z aparatem KE od początku, czyli od etapu białej księgi, tzn. od momentu, gdy zaczynają się prace nad legislacją.

Jako przyczyny takiego akcyjnego stylu najczęściej wymieniane są wysokie, z punktu widzenia budżetów, jakimi dysponują firmy, koszty obecności na „unijnym rynku lobbingowym". Budżety te są po prostu ustalane na niskim poziomie, nie wiadomo, czy bardziej z powodu niskiego priorytetu tego typu działalności czy też ogólnie niskiego poziomu budżetów jako takich. Wyglądają one wyjątkowo skromnie w porównaniu z ich odpowiednikami z krajów zachodnich.

Nie tylko budżety decydują

Badacze problemu podnoszą także niewielką zdolność do osiągania konsensu w Polsce, co bardzo często widać na przykładzie dyskusji na szczeblu politycznym. Ta, wydawałoby się, dość abstrakcyjna kwestia, może mieć wymierne konsekwencje, bo według badań kraje lepiej zorganizowane i nastawione na bardziej konsensualną politykę są skuteczniejszymi graczami na forach unijnych.

Niewiele lepiej jest w środowisku gospodarczym na poziomie krajowego samorządu gospodarczego. Lepiej jest na poziomie środowisk i branż, lecz tutaj konsensus osiągany jest bardziej dzięki przynależności do europejskich federacji lub zrzeszeń. To daje niewątpliwie lepszą skuteczność ochrony interesów branży czy środowiska, ale nie kraju. Jeśli jest zbieżność w tym zakresie, to bardziej na zasadzie przypadku niż zamierzonego celu.

Polski rząd też mógłby jednak robić o wiele więcej. Nawet jeśli uznać pewne zasługi w blokowaniu niektórych szkodliwych (zwłaszcza dla firm z gałęzi wydobywczej) regulacji, to jednak wciąż przechodzą, jakby zupełnie niezauważone, przepisy wysoce szkodliwe dla polskiej gospodarki. Wynika to z tego, że nie potrafimy dobrze ocenić nowych planów legislacyjnych pod kątem korzyści i kosztów.

Może wynikać także z braku świadomości, że akty prawne przyjmowane w Unii, mimo że są pewnym kompromisem, to jednak zwykle w większym stopniu uwzględniają interesy krajów wysoko rozwiniętych, ich (bogatszego od nas) społeczeństwa i ich korporacji. My dopiero doganiamy Europę i nasze priorytety nie zawsze są zgodne z priorytetami krajów bogatszych. Inny ważny problem to to, że Polska niestety albo bezrefleksyjnie kopiuje regulacje unijne, albo (co gorsza) jest w tym nadgorliwa, co tylko wzmacnia negatywne skutki gospodarcze.

Co robić ?w nowej kadencji PE

Pesymistyczne wnioski płyną także z analizy aktywności legislacyjnej. W pracach najważniejszej (i jednej z najbardziej aktywnych) komisji ubiegłej kadencji PE, jaką jest komisja gospodarki i waluty (ECON), uczestniczyło tylko trzech Polaków. Z drugiej strony w pracach komisji spraw zagranicznych, praw człowieka i bezpieczeństwa (której aktywność legislacyjna to niecały 1 proc. aktywności PE) uczestniczyło 18 naszych europosłów.

W obecnej kadencji nastąpiła wprawdzie pewna poprawa – siedmiu polskich eurodeputowanych w komisji gospodarki i waluty. Wymowne jest także to, że od początku tej kadencji nasi europosłowie zabierali głos bądź brali udział tylko w ok. 13 proc. wystąpień plenarnych i rezolucji o charakterze gospodarczym.

Potrzebna jest więc znacznie silniejsza współpraca z rządem, która jest szczególnie ważna dla małych i średnich firm, których interesy są bardziej narodowe, a mniej branżowe niż dużych. Ta współpraca kuleje i to nie tylko, jeśli chodzi o konsultacje projektów legislacyjnych na poziomie unijnym, ale także organizacyjnym, czego ostatnim przykładem jest chociażby to, że od kilku miesięcy nie ma nikogo na stanowisku attaché finansowego ds. bankowych w Stałym Przedstawicielstwie przy UE.

Dla dobrej reprezentacji interesów Polski muszą współdziałać wszystkie strony – rząd i przedsiębiorcy. Warto tu zwrócić uwagę na doświadczenia środowiska bankowego w tym obszarze. Związek Banków Polskich miał świadomość wagi reprezentowania interesów Polski w Unii na długo przed tym, jak do niej wstąpiliśmy. Od 20 lat, czyli niemal tyle, ile istnieje ZBP, uczestniczy w pracach Europejskiej Federacji Bankowej (EFB) – na początku jako obserwator, a następnie, po wejściu Polski do UE, jako pełnoprawny członek.

Od początku strategia opiera się na budowaniu kompetencji o charakterze uniwersalnym, czyli niedzielenia spraw na stricte krajowe i unijne. Działania te prowadzone są długookresowo. Kompetencje tworzone są poprzez kształcenie ekspertów, którzy przez lata zajmują się problematyką unijną. Dla przykładu, już od sześciu lat delegowani są do EFB rotacyjnie pracownicy Związku, którzy zajmując się bardzo różnymi obszarami w EBF, równocześnie reprezentują polski sektor bankowy, ale też polskie interesy.

Zgromadzone zatem zostało spore doświadczenie. I osiągnięty został pewien próg dojrzałości, który skłania do podjęcia myślenia nad nową formułą reprezentacji interesów sektora finansowego w Brukseli. Byłoby to stałe przedstawicielstwo zbudowane wspólnie z firmami infrastruktury bankowej. Będzie to kolejny etap rozwoju.

Dobrze byłoby jednocześnie, gdyby inne środowisko przedsiębiorców poszło podobną drogą. Celowe byłoby stworzenie krajowego forum wymiany doświadczeń, a do pewnego stopnia, o ile pozwolą interesy branżowe, ich koordynacji. Osią programową wymiany opinii może stać się „Strategia 2020".

Do przemyślenia jest zatem kwestia porozumienia i wspólnego stanowiska strony polskiej. Jeśli w sprawach fundamentalnych nie ma porozumienia w kraju, to na poziomie europejskim trudno reprezentować wspólny interes, bo on jest niewyartykułowany. Jeśli brakuje zaplecza intelektualnego dla spraw krajowych, to trudno mówić na forum europejskim o naszych interesach, ale też o kierunkach rozwoju UE.

Symbolem tego kierunku byłoby hasło profesjonalizacji, o której piszemy powyżej, wspartej ośrodkiem studiów strategicznych. Interesy polskich firm, które są także interesami zatrudnionych w nich pracowników, same się nie obronią i trzeba o nie bardzo aktywnie zabiegać.

—Mieczysław Groszek jest wiceprezesem, a Marek Radzikowski doradcą zarządu Związku Banków Polskich

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne