Przy komentarzach OPEC zakładających okresowe spadki cen z obecnych ok. 50 dolarów za baryłkę do nawet 30 dolarów można się zastanawiać, kiedy średnia cena benzyny na polskich stacjach przebije psychologiczną granicę 4 złotych za litr. Kto w tej sytuacji pamięta, że jeszcze nie tak dawno za litr płaciło się 5,50 zł, a paliwa premium zbliżały się nawet do budzącego grozę poziomu 6 złotych? Z drugiej strony dobrze pamiętam, gdy o benzynie za 3,50 mówiło się, że robi się niedorzecznie droga. W każdym razie, nigdy nie wiadomo, gdzie w przypadku cen paliw znajdzie się cenowe dno albo sufit. Co jak się teraz okazuje, można równie dobrze odnieść także do kursów walutowych. Te ostatnie mogłyby skojarzyć się z paliwami z jeszcze jednego powodu: spreadów, czyli kilometrowych odległości pomiędzy kursem kupna, a kursem sprzedaży, pozwalających bankom golić swoich klientów. Otóż tak samo golą kierowców koncerny paliwowe i właściciele stacji benzynowych, którzy dzięki taniej ropie nabijają coraz wyższe marże. Nigdy bowiem nie jest tak, by obniżki cen na stacjach nadążały za spadkiem cen hurtowych w rafineriach lub stawek na giełdach paliwowych. Za to gdy ropa drożeje, ceny detaliczne galopują znacznie szybciej.
I choć dziś ropa jest wyjątkowo tania, trzeba się nieraz dobrze najeździć, by znaleźć stację oferującą atrakcyjne ceny. A rozstrzał jest ogromny: od 4,12 złotych za litr bezołowiowej 95 przy hipermarkecie do 4,50 złotych na sieciowej stacji wielkiego koncernu produkującego benzynę i olej napędowy. Kto zatem wcześniej nie zerknie na dystrybutor, przy kasie może zostać niemile zaskoczony.
Choć z drugiej strony, są miejsca, gdzie widełki są znacznie szersze. Przykładem niech będzie Austria, gdzie obecne ceny paliw są na poziomie niewiele wyższym niż w Polsce. Weźmy olej napędowy, który na stacji w mieście kosztuje 1,08 euro. Na stacji przy autostradzie kosztuje tymczasem 1,45 euro. To więcej o jedną trzecią. Trzeba o tym pamiętać zwłaszcza przy zagranicznych urlopowych wojażach. Na polskich autostradach ceny też są wyższe niż poza nimi, dobrze jednak, że nie szybują aż tak wysoko. Chociaż niczego nie można wykluczyć. Jeśli ropa stanieje jeszcze bardziej, tym większa może okazać się u właścicieli stacji benzynowych chęć podwyższenia marzy. Nic dziwnego: kierowcy zawsze byli grupą, której najłatwiej można sięgnąć do kieszeni.