Niestety, działanie praw ekonomicznych zawieszane jest tylko na okres kampanii wyborczych: Po rozstrzygnięciach w głosowaniu prawa ekonomiczne w pełni odzyskują swoją moc. Dlatego też warto zgłaszane w trakcie kampanii propozycje przeanalizować z powyborczej perspektywy, kiedy sytuacja wróci do normy, zaś politycy będą musieli działać w ramach realnych uwarunkowań ekonomicznych. Jak zatem z tej perspektywy można oceniać wspomniane wyżej propozycje PiS przedstawione przez posła Henryka Kowalczyka? Niestety, nie jest to zadanie łatwe, gdyż ze względu na swoją ogólnikowość i niespójność trudno dokonać racjonalnej oceny tych propozycji.
Po pierwsze, nie bardzo wiadomo, w jakim okresie te olbrzymie środki miałyby być zainwestowane. Ponieważ część programu dotycząca NBP miałaby być realizowana przez sześć lat, to można zakładać, że taki jest właśnie horyzont czasowy tego ambitnego programu inwestycyjnego. Nie jest to jednak pewne, gdyż w innym miejscu jest mowa o okresie pięć lat. Oczywiście planowanie wydatkowanie 1,4 bln zł w perspektywie jednego roku ma inny wydźwięk niż w perspektywie 10 lat.
Po drugie, nie wiadomo, czy program ten jest programem obejmującym wszelkie nakłady inwestycyjne, które zostaną poniesione w trakcie tych hipotetycznych sześciu (pięciu?) lat w polskiej gospodarce, czy też są to dodatkowe nakłady, zwiększające wartość tych inwestycji, które zostałyby zrealizowane niejako w normalnych warunkach, bez uruchamiania tego ambitnego programu. Przecież co roku w gospodarce realizowane są projekty inwestycyjne bez szczególnego wsparcia ze strony polityków, co więcej – będą one realizowane także w przyszłości i bez tego wsparcia. Jeżeli te 1,4 biliona złotych to prognozowana wielkość nakładów inwestycyjnych w gospodarce w perspektywie sześciu lat, to można stwierdzić, że byłoby to mało ambitne założenie. Warto bowiem zauważyć, że w latach 2009-2014, a więc w okresie poprzednich sześciu lat, wartość nakładów inwestycyjnych w gospodarce wyniosła 1397 mld zł, a więc była niemal identyczna z proponowaną przez PiS na kolejne sześć lat. Gdyby zatem w wyniku realizacji programu w trakcie najbliższych sześciu lat poniesiono w gospodarce Polski nakłady o łącznej wartości 1,4 biliona zł, to w istocie rzeczy oznaczałoby to stagnację wielkości tych nakładów. Z kolei możliwość zainwestowania 1,4 biliona złotych, oprócz nakładów, które bez tych nadzwyczajnych środków byłyby zainwestowane w gospodarce, wydaje się mało realna.
Dywidendy nie wystarczą
Niestety, przedstawiona struktura źródeł finansowania programu nie rozwiewa tych wątpliwości. Wśród tych źródeł są takie, które bez nadzwyczajnych działań zostałyby i tak przeznaczone na inwestycje oraz takie, które powodowałyby zwiększenie wielkości nakładów. Np. środki z Funduszu Spójności czy Wspólnej Polityki Rolnej są środkami wynegocjowanymi w ramach bieżącej perspektywy finansowej i trudno je traktować jako środki dodatkowe, wygospodarowane dzięki wyjątkowej pomysłowości polityków i ekspertów PiS.
Pozostałe pozycje na tej liście budzą wiele wątpliwości i trudno je jednoznacznie interpretować. Np. nie wiadomo, jak autorzy wyliczyli kwotę 160 mld zł, która miałaby zostać wygospodarowana w ramach tzw. Funduszu Inwestycyjnego Zamkniętego zasilanego zyskiem spółek Skarbu Państwa. Według przytoczonych przez autorów danych, zysk tych spółek wynosił w roku 2012 (dlaczego eksperci nie posłużyli się nowszymi danymi?) 25 mld zł, z czego na zasilenie wspomnianego funduszu miałoby być przeznaczone 1/3 tej wartości, co dałoby 40 mld zł w trakcie pięciu lat. Pozostałe 120 mld zł miałoby być uruchomione kredytami i lewarowaniem. Skąd miałyby pochodzić te środki i jak autorzy rozumieją lewarowanie? Tego niestety nie dowiadujemy się z propozycji.
Warto także zauważyć, że jeżeli zysk spółek Skarbu Państwa byłby przeznaczony na wpłaty do funduszu, oznaczałoby to ubytek dochodów budżetu państwa, który jest (dotychczas) zasilany także wpłatami z zysku (dywidendami) państwowych spółek. Jak sfinansowano wynikający z tego dodatkowy deficyt budżetu? Tego niestety nie dowiadujemy się.