Andrzej Wojtyna: Zmarnowana szansa prezesa NBP

Prezes Adam Glapiński prawdopodobnie liczył, że dzięki zmianie formuły konferencji prasowej i pewnym innym działaniom uda mu się oddalić widmo postawienia go przed Trybunałem Stanu. Próba ta zakończyła się jednak fiaskiem.

Publikacja: 15.12.2023 03:00

Adam Glapiński, prezes NBP

Adam Glapiński, prezes NBP

Foto: Bloomberg

Dla znajdującego się ostatnio w trudnej sytuacji prezesa Adamem Glapińskiego konferencja prasowa 7 grudnia br. stworzyła szansę na odbudowanie choćby części utraconej wiarygodności własnej oraz całego NBP. Wydawałoby się, że kontrolując w pełni zasoby kadrowe i organizacyjne banku centralnego, prezes wraz z podległymi mu jednostkami przygotuje tym razem scenariusz cyklicznego wydarzenia w taki sposób, że nareszcie zdecydowanie dominować będzie w nim warstwa merytoryczna, a w niej pogłębiona analiza uwarunkowań prowadzonej polityki pieniężnej.

Oczekiwania przed konferencją były tak czy inaczej duże. Pesymiści mieli nadzieję, że przynajmniej raz nie będzie to żenujący spektakl. Optymiści liczyli być może nawet na to, że działając pod presją krytyki, prezes będzie zmuszony wyjść poza własne ograniczenia i zaproponować na resztę kadencji jakąś radykalną, korzystną zmianę w sposobie kierowania podległą mu instytucją. Zawiedli się nawet pesymiści, gdyż konferencja okazała się ponownie fiaskiem, tyle że – na pocieszenie – trwającym kilkakrotnie krócej niż zazwyczaj. Pokazała nie tylko typowy dla prezesa brak przygotowania merytorycznego. Pojawiło się dodatkowo wrażenie, że ani jemu, ani departamentowi komunikacji nie zależało, aby pod względem jakości analizy konferencja wypadła znacząco lepiej. To tak, jakby organizatorzy naiwnie założyli, że rezygnacja z części „rozrywkowej” sama w sobie przybliży konferencję prasową do „najwyższych standardów światowych”, zgodnie z ogólną samooceną działań NBP widniejącą na bannerze.

Czytaj więcej

RPP wróci do obniżek stóp w II połowie 2024 roku

Kluczowy błąd

Przyjrzyjmy się trochę bliżej, w jaki sposób można rozumieć niewykorzystaną przez prezesa NBP szansę. Moim zdaniem wyjściowy błąd polegał już na samym radykalnym skróceniu konferencji, co dało skutek odwrotny od zamierzonego. Unaoczniło bowiem wszystkim, jak dużo czasu marnowano w przeszłości na jałowe pogadanki historyczno-obyczajowe, które stopniowo przekształcały się coraz bardziej w przemycanie swoich preferencji politycznych, a w ostatnich miesiącach już bezpośrednio w agitację przedwyborczą. W logiczny sposób nasunęło się też proste dodatkowe pytanie: czy za zgodną z najwyższymi standardami światowymi należy rozumieć konferencję prasową trwającą mniej więcej dwie godziny czy pół godziny? Jeśli więc zamysłem organizatorów konferencji prasowej było wyciszenie zarzutów dotyczących narastającego upolitycznienia NBP poprzez rezygnację z elementów stand-upu, to na pewno zamysł ten się nie udał.

Sądzę, że kluczowy błąd dotyczył jednak tego, czego nie zrobiono. Jeśli mianowicie prezes pogodził się już z koniecznością odejścia od formuły konferencji, którą tak sobie cenił, to zaoszczędzony w ten sposób czas należało poświęcić na pogłębioną analizę sytuacji gospodarczej i perspektyw inflacji. Jak wiemy, nic takiego się nie stało, chociaż na początku pojawiła się iskierka nadziei, gdy prezes sięgnął po pewne dawno nieużywane przez siebie sformułowania, takie jak „luka popytowa jest wciąż ujemna”, ale wątek ten ani żaden inny nie doczekał się rozwinięcia.

Potem było już wszystko po staremu: pokazując na wykres, prezes mówił, że inflacja nadal szybko spada, mimo że wynikało z niego raczej zatrzymanie się tego procesu na poziomie ponaddwukrotnie przekraczającym cel inflacyjny (spadek z 6,6 proc. w X na 6,5 proc. w XI). Mówił też oczywiście, że projekcja to przewidziała, bo jest to najbardziej trafna projekcja na rynku itd. Potem był czas na pytania. Mimo zaoszczędzonego czasu wolno było zadać redakcjom tylko po jednym pytaniu ze względu na „napięty kalendarz pana prezesa”. Gdy możliwość zadawania pytań się skończyła, kalendarz od razu stał się mniej napięty i prezes zaczął wyjaśniać, że był, jest i zawsze będzie apolityczny, przez co wydawał się rozumieć to, że jest tak samo otwarty na współpracę z każdym rządem oraz że do pracy na kierowniczych stanowiskach w NBP dobierani są ludzie propaństwowi. Przedstawił też pokrótce całkowicie błędne, a wygodne dla siebie rozumienie zasady niezależności banku centralnego (o czym ostatnio pisałem w „GW” z 14 grudnia i w „Rz” z 13 października).

Deficyt poznawczy prezesa

I pomyśleć, że w tym samym czasie tzw. Grupa 30, w której skład wchodzą wybitni byli prezesi lub wiceprezesi banków centralnych i byli ministrowie finansów, opublikowała nowy, bardzo ważny raport poświęcony kierunkom zmian w bankowości centralnej i polityce pieniężnej. Zgodnie z myślą przewodnią tego raportu w obliczu nowych, złożonych zjawisk i procesów konieczne staje się przejście do „nacechowanego pokorą podejścia do bankowości centralnej” (humble approach to central banking). Autorzy raportu podtrzymują kluczowe znaczenie zasady niezależności banku centralnego, ale jednocześnie wskazują, jak we współczesnych warunkach należy ją interpretować i stosować z jak najlepszym pożytkiem dla gospodarki i społeczeństwa.

Czytając ten raport, pomyślałem i tym razem, jak wielka jest przepaść między poziomem toczącej się w świecie dyskusji i stanem wiedzy a tym, co opowiada publicznie prezes Adam Glapiński. Spróbowałem też zrozumieć, dlaczego zaoszczędziwszy półtorej godziny na konferencji prasowej, nie podjął on próby, aby czas ten wykorzystać na przybliżenie odbiorcom własnej filozofii bankowości centralnej. Nie musiał przecież nawet jeszcze znać tego raportu; to sami odbiorcy mogliby już ocenić, czy i w których punktach jego ocena jest spójna z dominującym współcześnie sposobem myślenia na ten temat za granicą. Na razie nie znalazłem odpowiedzi, jak wyjaśnić ten być może nie rzeczywisty, ale ujawniany w wypowiedziach, deficyt poznawczy prezesa. A deficyt ten nie objawił się incydentalnie na ostatniej konferencji, lecz ma raczej, jak mówią ekonomiści, charakter strukturalny.

Jeśli moja opinia wydaje się krzywdząca, to odniosę się do faktów. Otóż ważną częścią rutynowych obowiązków prezesów banków centralnych (a także członków zarządów czy komitetów polityki monetarnej) jest wygłaszanie publicznych odczytów z okazji różnych ważnych wydarzeń gospodarczych. Na stronie internetowej Banku Rozliczeń Międzynarodowych w Bazylei, o wizytach w którym prezes NBP dosyć często wspomina, można znaleźć listę i teksty takich wystąpień. Są tam wystąpienia prezesów z bardzo wielu krajów świata, często dużo mniejszych od Polski. Na liście z ostatniego roku nie ma ani jednego publicznego wystąpienia prezesa Adama Glapińskiego. W jaki sposób można w takim razie rozszyfrować tę swoistą enigmę, aby wyrobić sobie choćby powierzchowną, ale kompleksową opinię o jego poglądach ekonomicznych, a przede wszystkim o stopniu ich spójności?

Groźne jest to, że deficyt poznawczy prezesa może oznaczać dla gospodarki bardzo poważne problemy, ponieważ główne rekomendacje płynące z raportu Grupy 30 i innych opracowań są diametralnie różne od zasad, którymi w polityce pieniężnej wydaje się on kierować. Z braku miejsca ograniczę się do jednej, ale bardzo ważnej kwestii. Otóż z humble approach wynika, że obecnie jest kilka powodów, aby z dużo większą ostrożnością niż poprzednio odnosić się do roli projekcji czy prognoz w prowadzeniu polityki pieniężnej.

Wydawałoby się, że prezes NBP to rozumie, gdyż często powołuje się na silny wzrost niepewności. Z drugiej jednak strony, gdy mówi o dalszej ścieżce dezinflacji, to coraz silniej zawiesza ją na projekcji NBP. Można by nawet sformułować „zasadę lub paradoks Glapińskiego”: im większa niepewność, tym silniejsze opieranie się na projekcji sformułowanej na podstawie modelu nieuwzględniającego współzależności, z których ten wzrost niepewności wynika.

Tę mało chwalebną „zasadę” można odnieść do bardzo kontrowersyjnej decyzji o obniżce bezpośrednio przed wyborami stóp procentowych o 0,75 pkt proc. Otóż zgodnie z rozumowaniem przyjętym w raporcie Grupy 30 ta zaskakująca i nieuzasadniona przez NBP obniżka zwiększa ryzyko wystąpienia tzw. zjawiska dominacji finansowej, potwierdzonego doświadczeniami kryzysu bankowego w Stanach Zjednoczonych i w Szwajcarii z wiosny tego roku.

Ta decyzja o przedwyborczym obniżeniu stóp pomijała bowiem ryzyko, że sprowadzanie inflacji do celu będzie stawało się coraz trudniejsze. Jeśli inflacja uległaby utrwaleniu np. na poziomie dwukrotności celu, to znacznie wzrosłoby prawdopodobieństwo odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. To z kolei mogłoby wymagać skokowego podniesienia stóp po to, aby ograniczyć ryzyko ucieczki kapitału, deprecjacji złotego czy wzrostu kosztów obsługi zadłużenia. Efektem tego byłaby przecena na rynku kapitałowym, a przede wszystkim wydłużenie się procesu dezinflacji i ponoszenie z tego tytułu dużych kosztów. Ta niepotrzebna obniżka stóp była też sprzeczna z innym ważnym, a nawet nadrzędnym postulatem humble approach, zgodnie z którym banki centralne powinny unikać bieżących decyzji ograniczających ich pole manewru w przyszłości.

Listy i bannery

Podsumowując tę część, należy więc przyjąć, że prezes NBP nie chciał albo nie potrafił wykorzystać szansy do odbudowania swojego wizerunku, jaką oferowała dobrze przygotowana i dobrze poprowadzona konferencja prasowa. Sądzę, że gdyby bardzo chciał, a nie bardzo potrafił odeprzeć choćby część zarzutów, to zaprosiłby na konferencję dwoje innych członków RPP. Byłoby to dużo bardziej wiarygodnym przykładem przejścia do nowych, lepszych relacji wewnątrz Rady niż opowiadanie, że osoby wyznaczone (już nie „nasłane”) przez Senat właściwie głosują tak samo jak pozostali członkowie. Być może obawiał się, że indywidualny deficyt poznawczy w sposób zbyt wyraźny przekształci się w kolektywną nadwyżkę.

Niemniej jednak warto zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, w dniu konferencji prasowej pojawiła się w mediach informacja, że nowym członkiem zarządu NBP został Artur Soboń. Trzeba by mieć bardzo dużo dobrej woli, aby uznać tę decyzję prezesa Adama Glapińskiego i prezydenta Andrzeja Dudy za krok w stronę odpolitycznienia zarządu NBP czy choćby zahamowania tego procesu. Ponieważ to prezes wskazuje kandydatów na członków zarządu, to biorąc pod uwagę tak wysoki poziom upolitycznienia tego organu, należałoby rozważyć od strony prawnej, czy nie oznacza to świadomego naruszenia, również przez prezydenta, zasady niezależności banku centralnego. W każdym razie z perspektywy ekonomicznej takie upolitycznienie zarządu, do którego zadań należy wprowadzanie w życie uchwał RPP i stosowanie różnych wyrafinowanych instrumentów finansowych, należy uznać za poważną słabość instytucjonalną generującą poważne koszty gospodarcze. Należy bowiem przyjąć, że istnieje silna odwrotna zależność między stopniem upolitycznienia instytucji a poziomem jej kapitału ludzkiego i jakością podejmowanych decyzji. Nic nie wskazuje na to, żeby w przypadku NBP było inaczej. Szerszy proces transferu „propaństwowych” działaczy PiS do NBP już się zresztą rozpoczął i można się spodziewać, że ulegnie on znacznemu nasileniu.

Druga kwestia dotyczy sięgnięcia przez prezesa po nowe narzędzie obrony własnego interesu kosztem interesu publicznego, jakim jest pisanie listów do prezesów innych banków centralnych z prośbą o poparcie. Jest to narzędzie tylko trochę mniej rozpaczliwe i tak samo kompromitujące, jak trochę wcześniej wywieszone bannery, które przy tym zawierały łatwą do wykazania nieprawdę. Sposób, w jaki prezes NBP wykorzystał to nowe narzędzie, jest doskonałą egzemplifikacją specyficznych cech stosowanych przez niego metod. Otóż sięga on po pozornie pomysłowe i skuteczne metody, które później okazują się nieskuteczne bądź kontrskuteczne. W tym konkretnym przypadku chodzi o to, że metoda pisania listów jest w jego autorskim wydaniu całkowicie niewiarygodna. Umieszczanie na stronie NBP listów z zagranicznym poparciem bez ujawnienia treści własnych listów odbiera tej metodzie całkowicie wiarygodność i rodzi podejrzenie o próbę manipulacji. Wystarczy zadać prezesowi proste pytanie: czy skarżąc się na próby wywierania na niego presji politycznej i na podważanie niezależności NBP, załączył do korespondencji nagrania własnych stand-upów świadczących o jego głębokim przywiązaniu do tradycji apolityczności banków centralnych?

Podsumowując, prezes NBP prawdopodobnie liczył na to, że poprzez zmianę formuły konferencji prasowej i poprzez sięgnięcie po dodatkowe, mocno niekonwencjonalne, „autorskie” metody uda mu się oddalić widmo postawienia go przed Trybunałem Stanu. Zastosowanie takiego hybrydowego podejścia zakończyło się fiaskiem, co oznacza, że można spodziewać się z jego strony takich działań ukierunkowanych na utrzymanie władzy, które jeszcze trudniej będzie „pogodzić z godnością jego urzędu” (artykuł 227, ust. 4 Konstytucji RP).

Prof. Andrzej Wojtyna był członkiem Rady Polityki Pieniężnej w latach 2004–2010, obecnie pracuje w Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie

Dla znajdującego się ostatnio w trudnej sytuacji prezesa Adamem Glapińskiego konferencja prasowa 7 grudnia br. stworzyła szansę na odbudowanie choćby części utraconej wiarygodności własnej oraz całego NBP. Wydawałoby się, że kontrolując w pełni zasoby kadrowe i organizacyjne banku centralnego, prezes wraz z podległymi mu jednostkami przygotuje tym razem scenariusz cyklicznego wydarzenia w taki sposób, że nareszcie zdecydowanie dominować będzie w nim warstwa merytoryczna, a w niej pogłębiona analiza uwarunkowań prowadzonej polityki pieniężnej.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej