Robert Gwiazdowski: Janusz i January

Czytelnicy jednej z najbardziej postępowych gazet wolą „czelendżować jak korposzczur, niż robić w Januszexie”.

Publikacja: 17.11.2022 23:33

Robert Gwiazdowski: Janusz i January

Foto: Adobe Stock

No cóż… de gustibus. Niektórzy zamiast zap… (jednak bardziej elegancko jest z angielska „czelendżować”) w Januszexie, wolą go sami otworzyć.

Np. w biurowcu, który jest ilustracją do artykułu o „Januszach”, jest sklepik. Wielki fundusz inwestycyjny jest właścicielem logo, „apki” i logistycznego know-how. Ale to jakiś Janusz wynajął lokal i go prowadzi, zatrudnia sprzedawców (i sprzedawczynie oczywiście), którzy obsługują Januarych z korpo. Bo to dobrze zorganizowana franczyza po prostu jest.

W tym biurowcu ze zdjęcia jest też jadłodajnia, do której „czelendżujący” czytelnicy postępowej gazety chodzą na lunche. No i to też Januszex. Ciekawe, czy traktuje on pracujących u niego za 3 tys. zł dużo gorzej niż szefowie korporacji traktują pracujących u nich za 30 tys. zł? Buraczki na zdrowe sałatki w takiej jadłodajni (lunchowni) też posadził i zebrał jakiś Janusz. I to w dodatku ze wsi. Tam straszni ludzie mieszkają. Psy szczekają, kogut pieje, krowy ryczą, a w sylwestra ludzie fajerwerkami strzelają. Ale już niedługo będzie lepiej. Mięso sztuczne wyprodukuje korporacja Billa Gatesa. Będą w niej różne „strefy wsparcia” dla „wypalonych” pracowników. I może wolne piątki. Nie to co u Janusza na polu buraków.

Do pracy w eleganckim biurowcu w eleganckiej dzielnicy trzeba jakoś dojechać. Kiedyś będzie się dojeżdżało Hyperloopem, ale na razie wiele osób nie dość postępowych, by jechać z trzema przesiadkami i jeszcze popychać parę kilometrów „z buta”, dojeżdża samochodem. O zgrozo, spalinowym. Tankują po drodze na stacji… u Janusza, nad którą wypina się jakiś ptak albo wisi muszelka, ale to też przeważnie franczyza.

Samochód się czasem psuje. Ratunkiem jest... pan Janusz. Nawet jak nad warsztatami jest jakaś gwiazda albo pierścienie. W takim warsztacie sami mechanicy. Nie miałbym nic przeciwko temu, by się zajęła moim samochodem jakaś mechaniczka (jedną nawet kiedyś poznałem), ale jakoś się dziewczyny nie garną do nauki w samochodówkach. A czytelnik postępowej gazety strasznie się obruszył, bo jego szef Janusz powiedział, że klient dzwoniący do firmy samochodowej oczekuje, że będzie mógł porozmawiać z mechanikiem, a nie z mechaniczką.

Jak zachoruje korpoludek, to pójdzie do… doktora Janusza. Co prawda może on pracować w przychodni, której właścicielem jest jakieś korpo, ale to nie jej prezes leczy ludzi, tylko Janusz. Często na jednoosobowej działalności gospodarczej. Bo nie ma życia bez Januszy. Nawet w korpo.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI

No cóż… de gustibus. Niektórzy zamiast zap… (jednak bardziej elegancko jest z angielska „czelendżować”) w Januszexie, wolą go sami otworzyć.

Np. w biurowcu, który jest ilustracją do artykułu o „Januszach”, jest sklepik. Wielki fundusz inwestycyjny jest właścicielem logo, „apki” i logistycznego know-how. Ale to jakiś Janusz wynajął lokal i go prowadzi, zatrudnia sprzedawców (i sprzedawczynie oczywiście), którzy obsługują Januarych z korpo. Bo to dobrze zorganizowana franczyza po prostu jest.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację