Mariusz Janik: Przygnieceni rachunkami

Wstrzymywanie zakupów autobusów z alternatywnym napędem to ledwie wierzchołek góry lodowej. Przed polskimi samorządami zaczyna się piętrzyć wielki stos rachunków, które rosną w tempie, jakiego przeciętny zjadacz chleba nawet sobie nie wyobraża.

Publikacja: 19.06.2022 21:45

Mariusz Janik: Przygnieceni rachunkami

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak

Zgrozy doznali bydgoscy urzędnicy, którzy pod koniec maja otwierali oferty złożone w przetargu na dostawy energii do kilkudziesięciu budynków w mieście wyposażonych w fotowoltaikę. A właściwie jedyną ofertę złożoną przez państwowy koncern energetyczny. Otworzyli i osłupieli: dotychczasowa cena: 390 zł za MWh od czerwca miała sięgać 1150 zł/MWh.

Nie jest to ani wyjątek, ani zemsta dystrybutora energii. Opublikowane tydzień temu wyniki badania przeprowadzonego wśród władz 68 polskich miast przez Związek Miast Polskich pokazują, że jest to nowy standard.

Najtrudniejsze będzie II półrocze 2022 r. W Gdyni w I półroczu podwyżka cen wyniosła „zaledwie” 161 proc. W drugim półroczu będzie drożej o 386 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem. W Pile wzrost wyniesie 359 proc., w Rzeszowie – 320 proc., w Legionowie – 312 proc. Do czołówki może też dobić Kołobrzeg. Miasta, które zapłacą o 200–300 proc. więcej, to m.in. Września, Kalisz, Toruń.

Czytaj więcej

Drogi prąd hamuje inwestycje w komunikację miejską

Samorządowcy spodziewali się podwyżek, ale nie tak horrendalnych zmian cenników. Lokalni włodarze od lat przygotowywali się na ciężkie czasy. Gdzieniegdzie powstały klastry energii, głównie na potrzeby niewielkich gmin, gdzie zapotrzebowanie na prąd można stosunkowo niewielkim nakładem zaspokoić poprzez odnawialne źródła energii. Inne ośrodki od lat łączą siły w ramach grup zakupowych, próbując zawalczyć o atrakcyjniejsze oferty. W dużych miastach inwestowano – jak w Bydgoszczy – w instalacje fotowoltaiczne na budynkach miejskich albo odkupywano niewielką pulę wyprodukowanej energii od okolicznych farm wiatrowych lub fotowoltaicznych. Ale to za mało. Klastrów w Polsce jest niewiele, grupy zakupowe niewiele dadzą, gdy do przetargu podchodzi jeden oferent, a instalacje w miastach to przedsięwzięcia symboliczne.

Dziś zaniechania przeradzają się w błędne koło. Żeby płacić niższe rachunki, należałoby zainwestować, ale skąd wziąć na inwestycje, jeśli wszystko idzie na rachunki? Przez pewien czas niektórym gminom marzyło się stworzenie samowystarczalnych „wysp energetycznych”, opartych na własnych OZE w połączeniu z magazynami energii. Teraz wiemy, że do takiego stanu jeszcze długa droga. Pozostaje zatem wyzbywać się marzeń o kolejnych miejskich inwestycjach i zadbać o to, co miasta posiadają dziś. Bo urzędnicy długo jeszcze nie pójdą na zakupy.

Zgrozy doznali bydgoscy urzędnicy, którzy pod koniec maja otwierali oferty złożone w przetargu na dostawy energii do kilkudziesięciu budynków w mieście wyposażonych w fotowoltaikę. A właściwie jedyną ofertę złożoną przez państwowy koncern energetyczny. Otworzyli i osłupieli: dotychczasowa cena: 390 zł za MWh od czerwca miała sięgać 1150 zł/MWh.

Nie jest to ani wyjątek, ani zemsta dystrybutora energii. Opublikowane tydzień temu wyniki badania przeprowadzonego wśród władz 68 polskich miast przez Związek Miast Polskich pokazują, że jest to nowy standard.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację