Działaniami Rady Polityki Pieniężnej doprawdy trudno być teraz zaskoczonym. Poprzednio, w kwietniu, było to 100 punktów bazowych więcej, teraz 75. RPP w szybkim tempie podnosi stopy procentowe, jakby chciała nadrobić stracony czas i zwłokę w walce z inflacją w ubiegłym roku. Teraz nie ma za bardzo pola manewru, jest zakładnikiem wysokich cen, które pustoszą kieszenie nie tylko Polaków.
Czytaj więcej
Rada Polityki Pieniężnej na majowym posiedzeniu podwyższyła główną stopę procentową o 0,75 pkt proc., zamiast o 1 pkt proc., jak powszechnie oczekiwali ekonomiści.
W środę amerykański bank centralny podniósł stopy procentowe o 50 pkt bazowych, co było pierwszą tak dużą podwyżką od ponad dwóch dekad. Tego sygnału nasza RPP nie mogła nie wziąć pod uwagę. Walka z inflacją wszędzie staje się koniecznością i jest coraz ostrzejsza. Również w Czechach podniesiono w czwartek poziom stóp procentowych.
Z pewnością to nie koniec, zważywszy na ostatni odczyt inflacji, która w marcu sięgnęła 12,3 proc. w ujęciu rocznym i nie przestaje rosnąć. Jeżeli nawet założymy optymistycznie, jak chce prezes NBP Adam Glapiński, że wzrost cen ma się ku końcowi i jego szczyt zaliczymy w czerwcu, to prędko inflacja nie ustąpi. Z jej wysokim, nawet dwucyfrowym, poziomem możemy mieć do czynienia jeszcze wiele miesięcy. To zła wiadomość dla kredytobiorców płacących coraz wyższe raty.
Na wysoką inflację wpływają wysokie ceny surowców energetycznych i żywności, które nakręca wojna (NBP chętnie to podkreśla, próbując zrzucić z siebie jakąkolwiek winę). Swoje dorzucają jeszcze inne czynniki, jak choćby świetna koniunktura gospodarcza w Polsce czy nawrót Covid-19 w Chinach potęgujący braki wielu produktów przemysłowych i części do nich. Tkwimy już po uszy w spirali płacowo-cenowej, której raz nakręconej łatwo zatrzymać się nie da.