W jakiej kondycji jest Europa?

Mamy dzisiaj potężną dawkę kryzysów. Z jednej strony konflikt Stanów Zjednoczonych z resztą świata – konflikt, który albo bezpośrednio nas dotyka, albo  pośrednio, poprzez wojnę handlową z Chinami. Z drugiej strony mamy napaść Rosji na Ukrainę - wojnę toczącą się tuż przy naszych granicach, wraz z towarzyszącymi jej działaniami o charakterze hybrydowym. A po trzecie mierzymy się z utratą konkurencyjności versus nowe potęgi gospodarcze, czy cywilizacyjne, bo Chiny to coś więcej niż kraj. To cywilizacja, która wraca po setkach lat na światowe podium. Podobnie jest z Indiami.

A biorąc pod uwagę tempo, w jakim obecnie się rozwijamy, już za chwilę może się okazać, że Indonezja i inne kraje azjatyckie zaczną nas wyprzedzać. Dlatego bardzo potrzebna jest debata i wyostrzone spojrzenie na to, że czasu naprawdę pozostało niewiele.

Tylko przecież Europa pozostaje jednym z najlepszych miejsc do życia na świecie. Czemu tak dramatyzować?

Rzeczywiście mamy najlepsze usługi społeczne, systemy emerytalne czy zdrowotne. Ale ich jakość od lat się pogarsza. Oferta dla nowych pokoleń jest coraz mniej satysfakcjonująca. W dodatku dochodzą do tego zjawiska, jakie na przykład obserwujemy we Francji.  Częste zmiany premierów wynikające między innymi z ogromnego zadłużenia kraju, w którym i tak brakuje pieniędzy na politykę społeczną. Ten system się już nie tylko łuszczy - on się kruszy. Musimy zdecydowanie przyspieszyć wzrost gospodarczy, ponieważ to właśnie z niego brał się dotąd komfort Europy.

Jedyną szansą na to, żeby uratować Europę i  i nasz model społeczny, jest ocalenie  modelu gospodarczego.

Jaka jest recepta na ten wzrost?

Musimy odzyskać konkurencyjność poprzez ułatwienie prowadzenia biznesu. Nie zmienimy modelu, nie będziemy pracować 10 godzin dziennie, nie zlikwidujemy urlopów, opieki społecznej. Musimy więc stworzyć możliwości szybkiego  otwierania jak najbardziej innowacyjnego biznesu. Wykorzystać ogromne wydatki zbrojeniowe tak, żeby nie były przeznaczane tylko na zakupy w Stanach Zjednoczonych albo na klasyczne tłoczenie czołgów i armat. Żeby jak najmocniej działało podwójne przeznaczenie, dual use. Żeby w przyszłości jak najwięcej dronów pracowało też w gospodarce, podobnie, jak to robią Ukraińcy.

Ale czy chcą tego sami Europejczycy? Czy mają w sobie wystarczającą porcję energii?

Zakładanie czy prowadzenie biznesu jest po prostu trudną i ciężką pracą. Tu jest rola dla nas. Ostatnio odwiedziłem chyba wszystkie stolice europejskie, spotykając się z siostrzanymi organizacjami Lewiatana. W Europie Środkowej wciąż widać energię i zaangażowanie. Nam w Polsce bardzo zależy na deregulacji i osiągnęliśmy już kilka korzystnych rezultatów. To też pokazuje naszego ducha.

Być może to my - ci, którym wciąż się chce - powinniśmy popchnąć trochę naszych zachodnioeuropejskich przyjaciół.

Czy Europa Środkowa i Wschodnia ma do tego wystarczający potencjał?

Mam wrażenie, że Europa wróciła trochę do korzeni. Przez dziesiątki lat głównym elementem sprawczym była Komisja Europejska, a dzisiaj widzimy, że tę rolę przejęła raczej Rada Europy, premierzy państw narodowych, a także mniejsze nieformalne grona. I tu jest miejsce na pokazanie siły Europy Środkowej.

Ale trzeba przypominać politykom, że nie wolno zmarnować ani sekundy, bo tak naprawdę mamy czas tylko w trakcie tej kadencji Parlamentu Europejskiego. Nie wiadomo, co będzie potem - narasta populizm i raczej nie liczyłbym na to, że ktoś będzie chciał Europę ratować.

A jak oceniłby pan sytuację gospodarczą Polski?

Wciąż jest dobra. Ciągle skarżymy się, że trzeba więcej zderegulować, że za mało obietnic rządowych zostało zrealizowanych. Ale jak patrzymy na nasze firmy, to widać, że wciąż się rozwijają, coraz częściej wychodzą za granicę, co jest niezwykle korzystne. Dzięki temu stajemy się graczem międzynarodowym - dlatego musimy tym przedsiębiorcom cały czas dodawać odwagi.

Czyli krótkoterminowo jest dobrze. Nawet wojna przy naszej granicy gospodarczo niespecjalnie nam przeszkadza. Co więcej, także obniżenie perspektyw ratingowych nie spowodowało  negatywnej eksplozji, bo rośniemy gospodarczo. A to oznacza, że mamy pieniądze, żeby się dalej rozwijać.