Don't Look Up" – ten film przypomniał mi się, gdy czytałem wyniki spisu powszechnego podane w czwartek przez GUS. Oto – niemal jak w filmie – ekonomiści od lat ostrzegają, że leci na nas meteoryt demograficznej katastrofy, który zrujnuje polski system emerytalny. Rządzący – jak w filmie – ignorują zagrożenie, gapiąc się w słupki poparcia. I kupują głosy wyborców. Najpierw cofając podnoszenie wieku emerytalnego, a teraz forsując emerytury stażowe.
Czytaj więcej
Młodych i zdolnych do pracy Polaków ubywa, rośnie liczba osób w wieku powyżej 60 lat. To wyzwanie dla wszystkich polityk publicznych.
Fotografię pędzącego ku nam meteorytu przyniosły wstępne wyniki spisu. I wcale nie chodzi o to, że w ciągu dziesięciu lat ubyło nas w Polsce 332 tys. Znacznie większe wrażenie robi to, że w ciągu dekady ubyło aż 1,9 mln osób w wieku produkcyjnym (18–59 lat dla kobiet i 18–64 lata dla mężczyzn), a jednocześnie przybyło 1,8 mln w wieku poprodukcyjnym (60/65 lat i więcej).
W uproszczeniu oznacza to, że na wypłatę emerytury dla jednej osoby dziesięć lat temu pracowało średnio 3,8 osoby, a teraz tylko 2,7. Przerażające jest tempo, w jakim zbliża się katastrofa.
Jeszcze nie jest za późno, by jej uniknąć. Po pierwsze, politycy powinni wyrzucić emerytury stażowe do kosza. I stworzyć mocne finansowe zachęty do pracy po skończeniu 60/65 lat (np. w Korei Płd. pracuje się średnio do 72 lat przy formalnym wieku emerytalnym 61). Po drugie, biznes musi zmienić kulturę korporacyjną i wyeliminować „ageizm" – badanie Polskiego Instytutu Ekonomicznego