Anna Cieślak-Wróblewska: Mydlenie oczu za 10 mld zł

To, co rząd chce dać społeczeństwu, wcześniej zarobił na inflacji. Cała historia robi się ciekawsza, gdy zrozumiemy, że „walki ze wzrostem cen" można było uniknąć.

Publikacja: 25.11.2021 21:00

Anna Cieślak-Wróblewska: Mydlenie oczu za 10 mld zł

Foto: Bloomberg

Ogłoszona w czwartek tarcza antyinflacyjna to 10 mld zł w postaci obniżki podatków na nośniki energii, które dziś najmocniej drożeją, i specjalne dopłaty dla mniej zamożnych gospodarstw domowych, dla których wysokie podwyżki rachunków za prąd czy ogrzewanie byłyby nie do zniesienia.

Czytaj więcej

Tarcza antyinflacyjna. "To czasowo podany środek przeciwbólowy"

Warto tu zauważyć, że 10 mld zł przeznaczonych na nowe projekty rządowe to kwota bardzo zbliżona do korzyści, jakie budżet uzyskuje... z inflacji. Nie dalej jak w tym tygodniu minister finansów wyliczał przecież, że dzięki wyższym cenom do kasy państwa wpłynęło ok. 9 mld zł (głównie w podatku VAT). Z tego punktu widzenia tarcza antyinflacyjna nie jest wielką szczodrością ze strony rządu, ale jedynie oddaniem społeczeństwu tego, co wcześniej zabrał nam podatek inflacyjny.

Czy tarcza będzie skuteczna? Ekonomiści są zgodni, że takie działania mogą przyczynić się do obniżenia inflacji, ale niestety tylko na chwilę. Bo tzw. szczyt inflacyjny może rzeczywiście będzie niższy i zostanie osiągnięty później. Ale za to z drożyzną będziemy się borykać jeszcze dłużej – prognozy mówią, że nawet w odczytach na początku 2023 r. zobaczymy jeszcze 6-procentowy wzrost cen.

Wszystko przez to, że energia to niejedyna drożejąca grupa towarów i usług. Coraz więcej płacimy też przecież za żywność i różne usługi. Poza tym tarcza antyinflacyjna (zarówno obniżki podatków, jak i bezpośrednie dopłaty dla gospodarstw domowych) stanowi jednak impuls popytowy, który... przyczynia się do wzrostu inflacji.

Zatem pomysł rządu na walkę z drożyzną przypomina trochę gaszenie pożaru benzyną, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że wszelkiego rodzaju tarcze nie są w ogóle sposobem na zatrzymanie inflacji, lecz jedynie doraźnym mechanizmem łagodzenia jej skutków. Najlepszym sposobem byłaby jednak adekwatna reakcja Narodowego Banku Polskiego, czyli podwyżka stóp procentowych w odpowiedniej skali i czasie. Gdyby nasz bank centralny dostrzegł ryzyko wysokiej inflacji odpowiednio wcześnie, być może udałoby się uniknąć obecnej sytuacji. Choć i tak lepiej późno niż wcale.

Ogłoszona w czwartek tarcza antyinflacyjna to 10 mld zł w postaci obniżki podatków na nośniki energii, które dziś najmocniej drożeją, i specjalne dopłaty dla mniej zamożnych gospodarstw domowych, dla których wysokie podwyżki rachunków za prąd czy ogrzewanie byłyby nie do zniesienia.

Warto tu zauważyć, że 10 mld zł przeznaczonych na nowe projekty rządowe to kwota bardzo zbliżona do korzyści, jakie budżet uzyskuje... z inflacji. Nie dalej jak w tym tygodniu minister finansów wyliczał przecież, że dzięki wyższym cenom do kasy państwa wpłynęło ok. 9 mld zł (głównie w podatku VAT). Z tego punktu widzenia tarcza antyinflacyjna nie jest wielką szczodrością ze strony rządu, ale jedynie oddaniem społeczeństwu tego, co wcześniej zabrał nam podatek inflacyjny.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację