Restauracja Garnier przy rue Saint-Lazare: grillowane ryby, owoce morza, najlepsze francuskie sery i wina. Kulinarny gust Krzysztofa Trylińskiego tutejsi kelnerzy znają doskonale. Gdy Tryliński jest w Paryżu, zawsze się tu stołuje. Ale poza kuchnią stolica Francji nie urzekła dyrektora generalnego Belvedere i szefa Sobieskiego. Woli winnice Beaune w Burgundii, gdzie mieszka od 20 lat. Tam też bije serce stworzonej przez niego firmy Belvedere.
Jak to często bywa, o wszystkim decyduje przypadek. Tak też było i w jego życiu. Tryliński przez 20 lat był sportowcem i o biznesie nie myślał. Grał w piłkę ręczną. Na tyle udanie, że trafił do reprezentacji Polski juniorów. Nawet gdy miał już dyplom inżyniera osprzętu lotniczego, dalej grał, od 1988 r. już nie w Polsce a we Francji. Kiedy tam przyjechał, umiał tylko ”merci” i ”bonjour”. Dziś mówi biegle nie tylko w języku Moliera, zna też angielski, rosyjski i ukraiński.
Jest znawcą win i mocnych alkoholi. Potrafi bezbłędnie podać nazwę wódki, mimo że nie widzi etykiety na butelce. Jak przystało na szefa firmy z branży alkoholowej ma mocną głowę. Tym, którzy nie są w stanie mu dorównać radzi, by pili maślankę.
Jego szczęśliwym dniem był ten, w którym poznał swojego sąsiada Jacques’a Rouvroy. Był on wówczas dyrektorem Henri De Villamon, firmy, produkującej i dystrybuującej alkohol. Francuz akurat szukał kogoś, kto pomoże mu rozkręcić biznes w Europie Wschodniej.
Razem stworzyli spółkę France Euro-Agro, która zajęła się eksportem francuskich win, szampanów i wermutów. W 1997 r. Euro-Agro zmieniła nazwę na Belvedere i trafiła na paryską giełdę. Teraz po 11 latach, jej akcje będą notowane także w Warszawie. Tryliński kieruje firmą i rozwija jej działalność. Rouvroy zajmuje się finansami.