Reklama

Patrzmy na Irlandię. Komentuje Jakub Kurasz

Na huczne świętowanie zwycięstwa celtyckiego tygrysa pewnie jeszcze za wcześnie, ale jedno można powiedzieć z całkowitą pewnością. Kraj, który przyjął kilkaset tysięcy naszych rodaków, jest na dobrej drodze, by wyjść z największego od dziesięcioleci kryzysu finansowego

Publikacja: 13.01.2013 19:17

Jakub Kurasz

Jakub Kurasz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Irlandia ma uzasadnione podstawy, by swój program oszczędnościowy – narzucony zresztą przez Unię – oraz strukturalne reformy uznać za udane. Obyło się przy tym bez społecznej rebelii tak jak w Grecji. Irlandczycy twardo cięli deficyt. Dziś daje to owoce.

Inwestorzy na rynkach finansowych pierwszy raz od 2010 roku zgodzili się kupić obligacje Irlandii, akceptując tak niskie odsetki jak przed kryzysem. Dzięki ożywieniu gospodarczemu Dublin również poza rynkami finansowymi odbudowuje swoją konkurencyjność.

Międzynarodowe firmy, które dotąd wykorzystywały Irlandię jako nisko opodatkowaną bazę dla swoich europejskich interesów, ponownie zaczynają tu inwestować. Irlandzka gospodarka co prawda powoli, ale jednak rośnie – w przeciwieństwie do pogrążonej w recesji strefy euro.

I choć sukces nie jest jeszcze w 100 procentach pewny, bo krucha metamorfoza zależna jest od wahań koniunktury w Europie, Dublin potwierdza jednak tezę, że rany po światowym kryzysie powoli zaczynają się zabliźniać.

Dla nas to cenny przykład. Pokazuje bowiem wyraźnie, co może się stać, jeśli wraz z przyjęciem wspólnej waluty (do której wszak aspirujemy) zanika zdrowy rozsądek. Po wejściu do eurolandu Irlandczycy zaniedbali procedury bezpieczeństwa i zarządzania ryzykiem. Tak się zachwycili tym, iż euro umożliwiło im zaciąganie nisko oprocentowanych kredytów, że kompletnie zlekceważyli związane z tym niebezpieczeństwa.To wywołało skok cen nieruchomości, który musiał się skończyć gigantyczną eksplozją. Banki, nienadzorowane przez państwo, straciły miliardy euro, udzielając pożyczek deweloperom. Kraj stanął nad przepaścią, kiedy rząd ostatecznie przejął źle zarządzane banki. W efekcie poziom długu publicznego skoczył z 25 proc. produktu krajowego brutto do około 120 proc.

Reklama
Reklama

Czy w Polsce taki scenariusz można wykluczyć? Bez względu na to, czy wejdziemy do klubu euro w 2016 roku, czy 2020 roku (chociaż patrząc na kształt strefy, wciąż lepiej by było trzymać się zasady, że im później, tym lepiej), nie powinniśmy rezygnować z naszych narodowych progów bezpieczeństwa. Europa da nam wprawdzie kolejne finansowe narzędzia, ale trzeba się będzie nauczyć je obsługiwać i dostosować do naszych potrzeb, a nie odwrotnie. Bo we Wspólnocie każdy kraj jest unikalny i specjalny. Tylko taka Unia może przetrwać.

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama