Dziś o jego cenie decyduje Telekomunikacja Polska. Do niej należy większość kabli telefonicznych łączących nas ze światem. Wszystkie inne firmy świadczące usługi telekomunikacyjne muszą w mniejszym lub większym stopniu korzystać z jej pośrednictwa. A TP SA już kilkanaście razy została ukarana za praktyki monopolistyczne polegające na utrudnianiu konkurencji dostępu do swoich linii.
Poprzednie rządy często lekceważyły ten problem. Gdy państwo polskie sprzedawało Telekomunikację francuskiemu France Telecom, jej monopol został uwzględniony przy ustalaniu ceny i nawet zobowiązano się nie walczyć z nim przez parę lat.
Polska jest krajem wolnej gospodarki, gdzie prywatna własność jest (a na pewno powinna być) rzeczą świętą. Każda firma powinna mieć niczym niezagrożoną swobodę działania, kształtowania cen i walki z konkurencją. Teoretycznie więc wszelkie próby urzędowego dzielenia jakiejkolwiek prywatnej firmy - także Telekomunikacji - powinny być surowo napiętnowane.
Jednak TP SA nie jest zwyczajną firmą. Dawny socjalistyczny monopolista jest tak silny, że w normalny rynkowy sposób nie uda się przezwyciężyć jego monopolu. A im bardziej rozwijają się nowe technologie telekomunikacyjne, im większą mają rolę w społeczeństwie, tym lepiej widać, jak poważną przeszkodą jest monopolista.
Dlatego trzeba poważnie wziąć pod uwagę możliwość przymusowego podzielenia TP SA. Nawet jeżeli się okaże, że z tego powodu budżet polskiego państwa będzie musiał zapłacić obecnemu właścicielowi odszkodowanie. Inne podejmowane przez państwo działania - upomnienia i kary nakładane na Telekomunikację - nie przyniosły rezultatów.