Jak używać wiedźmińskiego miecza

Michał Kiciński i Marcin Iwiński - ich historia jest jak spełnienie marzeń każdego fana gier komputerowych. Właściciele CD Projektu przekuli swoją największą pasję w dochodowy, szybko rozwijający się biznes. Właściwie marzy o tym również cała rzesza ludzi, którzy z komputerami nie mieli nigdy nic wspólnego – pisze Andrzej Krakowiak

Aktualizacja: 02.11.2007 15:03 Publikacja: 02.11.2007 01:56

Jak używać wiedźmińskiego miecza

Foto: thewitcher.com

Warszawska firma, największy w Polsce wydawca gier komputerowych, przeżywa najważniejszy moment w swojej dotychczasowej historii. Tydzień temu na sklepowe półki trafiła gra „Wiedźmin”, oparta na bestsellerowych powieściach Andrzeja Sapkowskiego. To pierwsza produkcja stworzona od podstaw przez spółkę znaną do tej pory ze spolszczania (i tworzenia innych wersji językowych) światowych hitów elektronicznej rozrywki.

Książki o przygodach Geralta z Rivii podbiły serca fanów fantastyki w wielu krajach. Założyciele CD Projektu wierzą, że przygotowana przez ich zespół gra co najmniej powtórzy literacki sukces. Szanse ma duże: dzięki bardzo sprawnej, prowadzonej od dawna akcji promocyjnej, „Wiedźmin” to jedna z najbardziej oczekiwanych w tym roku komputerowych premier. – Skala oczekiwania na grę jest w Polsce porównywalna z oczekiwaniem na książki o Harrym Potterze – mówił „Rz” kilka dni przed premierą „Wiedźmina” Michał Kiciński.

Spotykamy się w siedzibie firmy na warszawskiej Pradze-Północ. Kilkupiętrowy budynek (CD Projekt zajmuje dwa piętra), jak dwie krople wody podobny do paru innych, które stoją wokół. Na niebie ciężkie chmury, lodowaty wiatr i zacinający deszcz. Docieram na miejsce przemoczony i zły, ale już po chwili zaczynam się uśmiechać.

Rozgardiasz i twórczy nieład – to pierwsze wrażenie. Po kilku minutach dochodzi jeszcze przekonanie, że każda z kilkudziesięciu osób wpatrzonych w komputerowe monitory doskonale wie, co robi.

Podobnie jest z założycielami firmy. Niepozorni, szczupli trzydziestoparolatkowie, godzinami mogą opowiadać o grach komputerowych przede wszystkim tych, w które sami grają (ulubione gatunki Michała to RPG i strategie, Marcin uwielbia sagę „Fallout”). W trakcie rozmowy często wchodzą sobie w słowo, mimo że odpowiedzi na pytania dzielą między siebie zgodnie z zakresem obowiązków w firmie: Iwiński odpowiedzialny jest za zagranicę, Kiciński za marketing i sprzedaż. Gdy zaczynamy rozmawiać o biznesie, najczęściej powtarzające się słowa to upór i konsekwencja w działaniu. Zresztą gdyby nie te cechy, „Wiedźmin” nigdy by pewnie nie powstał.

Prace nad grą zaczęły się w lutym 2002 roku, po przekonaniu do pomysłu Andrzeja Sapkowskiego. – Na początku nie za bardzo wiedzieliśmy, od czego powinniśmy zacząć. To trochę tak, jakbyśmy dziś powiedzieli, że stworzymy firmę, która będzie robiła meble. Mniej więcej takie mieliśmy wtedy pojęcie o robieniu gier – wspomina Marcin Iwiński.

We wrześniu 2003 roku studio CD Projekt Red, odpowiedzialne za tworzenie gry, przenosi się z Łodzi do Warszawy. Zespół powiększa się z kilku do kilkunastu osób, ruszają prace nad grą.

– Robić gry chcieliśmy od zawsze. Zdecydowaliśmy się na to jednak, dopiero kiedy stwierdziliśmy, że firma jest już na tyle duża, że będzie w stanie unieść taki projekt finansowo i organizacyjnie. Od początku staraliśmy się być niezwykle konsekwentni i pamiętać, że na końcu czeka nas nagroda – mówi Michał Kiciński.

Budżet „Wiedźmina” urósł do gigantycznych jak na polskie warunki 22 mln zł (zazwyczaj dobre polskie produkcje kosztują nie więcej niż 4 – 5 mln zł). Zgodnie z oficjalnymi założeniami CD Projektu nakłady powinny się zwrócić już po pierwszym roku sprzedaży. W tym czasie nabywców ma znaleźć ponad milion kopii (z czego 110 tys. na polskim rynku). To ambitny plan: w takich nakładach sprzedają się największe światowe hity, których stworzenie i wypromowanie pochłania dziesiątki milionów dolarów.

– Nie wierzę, że ten tytuł kiedykolwiek się zwróci. Tak jak nie sądzą, żeby w 12 miesięcy udało się sprzedać w Polsce ponad 100 tys. egzemplarzy. Na naszym rynku zbyt dużym problemem jest wciąż piractwo – komentuje osoba dobrze znająca rodzimą branżę. To problem realny. Jeszcze przed premierą „Wiedźmin” wyciekł do Internetu, skąd można było ściągnąć jego nielegalną wersję. W ciągu zaledwie kilku dni grę ukradło w ten sposób tysiące osób. Mimo to pierwsze dane o sprzedaży są rzeczywiście imponujące. Według CD Projektu w ciągu czterech dni „Wiedźmina” kupiło w Polsce 32 tys. fanów gier. Największy dotychczasowy sukces wydawniczy warszawskiej firmy, gra „Heroes of Might and Magic V” znalazła w pierwszych dniach po premierze 13,5 tys. nabywców.

Według Pawła Marchewki, szefa wrocławskiego Techlandu (producent m.in. gier „Call of Juarez” i „Chrome”), trudno dziś stwierdzić, czy „Wiedźmin” będzie międzynarodowym sukcesem. – Marka „Wiedźmin” nie jest mocna za granicą, gdzie proza Sapkowskiego jest dużo mniej znana – podkreśla.

Jego opinia nie jest odosobniona. – Z całym szacunkiem dla planów CD Projektu, dobrze będzie, jeśli na całym świecie sprzeda się 500 tys. kopii. Ale życzę im oczywiście jak największego sukcesu – dodaje Robert Kowalski, szef serwisu o grach w portalu onet.pl.

W CD Projekt uwierzyła jednak mająca problemy finansowe spółka Atari. Dzięki pomocy doświadczonego wydawcy „Wiedźmin” trafił równocześnie do sklepów na całym świecie w dziesięciu wersjach językowych (m.in. angielskiej, niemieckiej i chińskiej). Pierwszy nakład wynosi aż 750 tys. egzemplarzy. Negocjowanie kontraktu z globalnym wydawcą trwało wiele miesięcy, ponieważ autorzy gry nie chcieli się zgodzić na żadne ingerencje w tworzenie programu. – Gdybyśmy się ugięli, w pewnym momencie mogłoby się okazać, że białowłosy wiedźmin ma być brunetem, a najlepiej piękną elfką z łukiem. Bo tak wynika z badań fokusowych przeprowadzonych przez wydawcę – śmieją się szefowie CD Projektu.

Poznali się w warszawskim Liceum im. Tadeusza Czackiego. Polubili, ponieważ obydwaj każdą wolną chwilę spędzali przed komputerem. – Graliśmy wtedy bardzo dużo. Michał miał atari, ja spectruma, a potem amigę – wspomina Marcin Iwiński. Pewnego dnia trafił na informację o wydaniu w Stanach Zjednoczonych gry, która jako nośnik zamiast dyskietek wykorzystuje płytę CD o pojemności 600 dyskietek. Za wydobyte spod ziemi 700 dolarów Iwiński kupił jeden czytnik płyt i trzy gry. Po wielu godzinach grania przyszła refleksja – CD-ROM będzie przełomem na komputerowym rynku, więc dlaczego nie spróbować na nim zarobić?

– Stąd pomysł na firmę, która będzie sprzedawała w Polsce CD-ROM-y, i nazwę CD Projekt. Nawet nie wiedzieliśmy, że na rynku jest jakaś konkurencja – opowiada Kiciński. Pomysł był prosty. W zagranicznych hurtowniach kupowali gry (najczęściej nie więcej niż dziesięć sztuk na raz), płacili jak za zboże, ale jeszcze drożej sprzedawali w Polsce. Na początku na giełdzie komputerowej w Warszawie, ale szybko przenieśli się do maleńkiego pokoju na Wiejskiej (czwarte piętro bez windy). Był 1994 rok.

Dziś CD Projekt to kilka spółek, które zatrudniają łącznie ponad 200 osób. W ubiegłym roku obroty wydawcy wyniosły 84 mln zł, a zysk brutto ok. 3 mln zł. W tym roku firma prognozuje 120 mln zł sprzedaży i 8 mln zł zysku. Podobne tempo rozwoju ma być utrzymane w przyszłości – w 2008 roku obroty mają sięgnąć 185 mln zł. A w połowie 2009 roku – debiut na warszawskim parkiecie. – Na giełdę chcemy wejść już jako firma o pokaźnych rozmiarach, o kapitalizacji co najmniej 500 mln zł. Do tego czasu przekształcimy CD Projekt z firmy dystrybucyjnej w dużą grupę działającą w branży elektronicznej rozrywki – deklaruje Michał Kiciński.

Środki potrzebne na rozwój do debiutu ma zapewnić kredyt inwestycyjny w wysokości 26 mln zł, który CD Projekt właśnie zaciąga. Pieniądze te posłużą m.in. przejęciu studia tworzącego gry komputerowe. – Z jedną spółką jesteśmy na etapie listu intencyjnego. Poza tym rozmawiamy jeszcze z trzema, czterema innymi firmami z regionu, które pasowałyby do naszej koncepcji rozwoju. O pierwszych efektach będziemy mogli mówić w styczniu przyszłego roku – zapowiadają właściciele CD Projektu. Firma ma już dwie zagraniczne spółki handlowe (w Pradze oraz od niedawna w Budapeszcie). Co roku zamierza dokładać kolejne.

Katalizatorem rozwoju ma być sukces „Wiedźmina”. Szefowie spółki nie liczą tym razem na oszałamiający sukces finansowy – chcą wyjść „na zero”. Duże pieniądze mają przynieść dopiero kolejne tytuły, w tym następne gry oparte na prozie Sapkowskiego. Kiciński i Iwiński liczą, że białowłosy pogromca potworów wywalczy im miejsce w elicie najlepszych światowych producentów gier.

Czy im się uda? – Trudno o bardziej wymagający rynek. Łączy on wykorzystanie najnowszych technologii komputerowych ze zmieniającymi się szybko trendami w branży rozrywkowej, a budżety przyprawiają czasem o zawrót głowy. Przede wszystkim jednak, aby CD Projekt mógł się znaleźć w światowej czołówce, musi stworzyć więcej niż jedną grę – komentuje Paweł Marchewka z Techlandu.

Warszawska firma, największy w Polsce wydawca gier komputerowych, przeżywa najważniejszy moment w swojej dotychczasowej historii. Tydzień temu na sklepowe półki trafiła gra „Wiedźmin”, oparta na bestsellerowych powieściach Andrzeja Sapkowskiego. To pierwsza produkcja stworzona od podstaw przez spółkę znaną do tej pory ze spolszczania (i tworzenia innych wersji językowych) światowych hitów elektronicznej rozrywki.

Książki o przygodach Geralta z Rivii podbiły serca fanów fantastyki w wielu krajach. Założyciele CD Projektu wierzą, że przygotowana przez ich zespół gra co najmniej powtórzy literacki sukces. Szanse ma duże: dzięki bardzo sprawnej, prowadzonej od dawna akcji promocyjnej, „Wiedźmin” to jedna z najbardziej oczekiwanych w tym roku komputerowych premier. – Skala oczekiwania na grę jest w Polsce porównywalna z oczekiwaniem na książki o Harrym Potterze – mówił „Rz” kilka dni przed premierą „Wiedźmina” Michał Kiciński.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację