Sorensen zaczął pracę dla czołowego producenta sprzętu RTV z najwyższej półki w 2001 roku, od razu od stanowiska prezesa. Duńskie B&O istnieje od 1925 r. Dzisiaj ma 700 sklepów na całym świecie. W Polsce – trzy.
To symbol nowoczesnego designu. Marka jest także znana z astronomicznych cen – telewizory czy zestawy audio za kilkadziesiąt tysięcy złotych to w jej przypadku norma. Sorensen, często nazywany torpedą, chciał odmłodzić markę, zaczął rozwijać nowe segmenty, jak telefony komórkowe. Rosła jednak konkurencja i B&O zaczął mieć kłopoty.
Mimo to szokiem były bardzo słabe wyniki firmy za pierwsze sześć miesięcy roku finansowego 2007/2008 – przychody wzrosły jedynie o 5 proc., do 2,1 mld duńskich koron, a zysk operacyjny spadł aż o 37 proc., z 240 mln rok temu do 166 mln koron obecnie. W tym okresie o 3 proc. wzrosła sprzedaż w Danii, za to na głównym rynku brytyjskim spadła aż o 6 proc. Po ogłoszeniu wyników akcje poleciały w dół o 30 proc., o kolejne 6 proc. spadły po ogłoszeniu decyzji o odejściu prezesa.
– W firmie powstanie teraz kierownicza próżnia. Spadek obrotów można wytłumaczyć sytuacją makroekonomiczną – mówi Klaus Madsen, analityk Svenska Handelsbanken. W komentarzu do wyników firma napisała, że wraca teraz do swojej głównej działalności, czyli sprzętu audio i wideo. Prezes Sorensen ma opinię osoby otwartej i szybko podejmującej decyzje. Zazwyczaj ubrany na luzie z grzywą siwych włosów wstaje codziennie o 6 rano. Jeszcze przed śniadaniem i spacerem z psem sprawdza mejle. Zwykle już przed ósmą był w firmie. Dwa tygodnie w miesiącu spędzał w biurach swojej firmy w Europie, Ameryce i Azji.
Urodził się w dobrze sytuowanej rodzinie, miał dwie siostry. Edukację rozpoczął w szkole średniej w Viby, później skończył Szkołę Biznesu w Aarhus i Uniwersytet Stanford. Jego pierwszą pracą był staż w Radiometer, duńskim producencie sprzętu medycznego. Pracował w kilku firmach, bezpośrednio przed przejściem do B&O odpowiadał za rozwój w Lego, największym producencie klocków.