Chory był sam pomysł, by największymi firmami kierowali idealiści, dla których nieistotna jest wysokość własnych poborów. W efekcie wieloma publicznymi spółkami zarządzają ludzie, dla których nie było miejsca w prywatnych firmach. Przekazanie radom nadzorczym kompetencji wyznaczania wysokości poborów zarządów jest w tej sytuacji jedynym wyjściem. Jednak odkrywa kolejną słabość publicznego sektora gospodarki – rady nadzorcze. Ich jakość często była jeszcze gorsza niż zarządów. Bardzo źle opłacane stanowiska były do niedawna traktowane jako polityczne łupy rozdzielane kolegom z partii. Wprowadzona przez obecnego ministra skarbu jawność wyznaczania członków rad poprawiła sytuację, ale dotyczy to przede wszystkim dużych firm. Na prowincji zazwyczaj niewiele się zmieniło.

W tej sytuacji powinno się rozciągnąć na państwowe przedsiębiorstwa obowiązki informacyjne, które mają firmy giełdowe. Nie wystarczy ujawnianie zarobków zarządów i rad nadzorczych. Obowiązkowe powinno być również informowanie o wynikach spółek. Właściwa ocena płacy zarządów jest możliwa tylko, gdy znamy wyniki ich zarządzania. Dla większości państwowych firm to oczywiście tylko okresowa proteza, bo docelowym rozwiązaniem powinna być prywatyzacja. Tylko prywatny właściciel jest w stanie prawidłowo ocenić pracę zarządu. Jeśli się pomyli, konsekwencje poniesie on, a nie podatnicy.